piątek, 13 września 2013

17. dzień: 38 km. Moje liczenie

Trasy rowerowe Kraków (c) 250dni
Z rana liczyłam  na dobrą pogodę (dobrą w znaczeniu rolkowo-rowerowym, czyli bez opadów, bez względu na temperaturę). Dopiero około południa trafiło się okienko pogodowe, pomiędzy deszczem a burzą. Myślałam wprawdzie o wypróbowaniu moich trailowych asics'ów na mokrej trawie i błocie, albo o kolejnej wycieczce po podkrakowskich dolinkach, ale czuję, że jest to ten moment, przed którym Joe Friel przestrzega. Zamiast więc zrobić "jeszcze ten jeden ostatni megatrening", ograniczyłam się  do spokojnej przejażdżki rowerowej wzdłuż Wisły. I policzyłam, że właśnie gdzieś nad Wisłą nabiłam na swój licznik czterotysięczny kilometr. Co by tu przy tej okazji jeszcze policzyć;)?
Rowerem wzdłuż Wisły
4.000 kilometrów treningów od początku projektu, czyli od końca stycznia (z przerwą z powodu kontuzji). W tym prawie 1.200 km wybieganych, ponad 800 km wyjeżdżonych na rowerze, a prawie 1.500 km - na rolkach. W zestawieniu jest nawet 100 km na nartach skiturowych. Aż 48 treningów odbyło się na Kolnej (naprawdę nie można się  dziwić, że mam już tego miejsca po dziurki w nosie).
Sarenki pod muszlą koncertową;) (c) 250dni
Najdłużej trwała wędrówka przez Beskid Sądecki i Pieniny, najwięcej kilometrów na raz zrobiłam jadąc do Lanckorony, najwyższe tętno osiągnęłam na finiszu Marzanny, a najwięcej kalorii - 5.000 z haczykiem - wyjeździłam tego dnia
W ogóle od początku projektu zużyłam ponad 160.000 kalorii. Kalorie oczywiście nie tylko zużywałam, ale i jadłam;) Poszło 90 litrów jogurtów i kefirów. Jakieś 2 i pół kg masła orzechowego, prawie 4 kg orzechów / migdałów, 5 słoików miodu, pół wiaderka odżywki białkowej. I zaledwie pół kg makaronu. Może lepiej nie będę liczyć krówek i kwaśnych żelków;)
Powyższe zakupy żywieniowe robiłam najczęściej w Lidlu. Witaminy i suplementy diety na odporność kosztowały mnie w tym czasie około 30 zł miesięcznie. Jak już jesteśmy przy wydatkach, to chyba najwięcej w tym sezonie kosztowały mnie opłaty startowe: 1.750 zł (najwięcej oczywiście za Berlin, a na drugim miejscu Dijon). Na wyposażenie i ciuszki sportowe nie wydałam nawet połowy tego, ale robiłam zakupy jedynie w decathlonie oraz w outlecie asics.
Moje nowe stroje przedstartowe (c) 250dni
To wszystko za mną, a tymczasem przede mną ekscytujące dni przygotowań do startu. Tylko dwa "duo-paki" treningowe (weekend Gorlice + Istebna, potem wtorek + środa), kilka treningów na intensywności wyścigowej, a każdy kolejny krótszy od poprzedniego. Wymyśliłam sobie, że dodatkowy  czas, który mam do dyspozycji w wyniku zmniejszenia objętości treningów, poświęcę na zabiegi kosmetyczne w domowym zaciszu i czytanie. Zaczęłam od razu, od pachnącego porzeczkami peelingu i zajrzenia do "Biblii triatlonu". Do przemyślenia: nastawiając się od dawna na cele w Berlinie, zapomniałam o opracowaniu planu B. To znaczy o strategii na sytuacje, w których osiągnięcie pierwotnie zakładanych celów będzie niemożliwe. 
W ramach przygotowań berlińskich, zaczynam również powoli kompletować drobiazgi na start i zastanawiać się, w czym wystąpię. Dokonałam dzisiaj ważnego zakupu. Otóż nabyłam strój "przedstartowy". Nieco inny niż na starcie w Silesii. Akurat natrafiłam na wyprzedaż w osiedlowym ciucholandzie;) Bluzy mogą się przydać w Berlinie, gdzie sporo czasu spędza się pomiędzy rozgrzewką a startem w strefie,  jeśli będzie chłodno.