piątek, 31 maja 2013

122. dzień: 16 km. Żona wielofunkcyjna

Lektura na dzisiaj:) (c) 250dni

Śniadanie. Pranie. Wybór ciast na jutrzejszy rolkowy Piknik. Zakupy spożywcze "zwykłe" i w delikatesach. Duża kartka zapisana listą rzeczy do załatwienia "na mieście": kupić to, kupić tamto, punkt ksero, poczta, odbiór recept, uzupełnić olej w aucie, zawieźć buty i rolki (zerwany rzep - priorytet!) do szewca, odebrać buty... I to ma być dzień odpoczynkowy?!? Po drodze kupiłam sobie kilka gazetek (dwie o bieganiu, jedna o górach, i żadnej "kobiecej"), ale trudno jest jednocześnie sprzątać, piec ciasteczka i czytać;)

W realu było piękniej! (c) 250dni
Piękna pogoda sprowokowała mnie - mimo tych wszystkich prac - do wyjścia na mały trening, w postaci godzinnej przejażdżki na rolkach po trasie tynieckiej 2 (czyli wzdłuż ul. Mirowskiej / Ks. Józefa). Trochę ćwiczeń technicznych, trochę spokojnej jazdy - bardzo uważałam, żeby przypadkiem nie wejść w wyższe strefy tętna. Przecież wczoraj miałam "bardzo obciążający trening";) Niebo w zachodzącym słońcu miało wyjątkowo intensywne kolory. Sama przyjemność:)

czwartek, 30 maja 2013

123. dzień: 21 km. "Bardzo obciążający trening"


Padało i padało. Całe popołudnie nerwowo wyglądałam za okno. Dopiero po 19. oceniłam, że można by spróbować trasę tyniecką - przecież asfalt na wale dość szybko wysycha. I faktycznie tak było:) Powietrze wilgotne, chłodne. 

Czułam dzisiaj moc:) Aż się zastanawiałam, skąd... Wyspana, po lekkim obiedzie, przez ostatnie kilka dni nie miałam ciężkich treningów. Może stąd;) A moc była dzisiaj potrzebna. "Stos wodorowy jest to bardzo obciążający trening, który powoduje wysoki poziom zakwaszenia" [cyt. za Joe Friel, "Trening z pulsometrem"]. To zdanie, jak i dalszy opis, nie wróżą nic przyjemnego;) A jednak lubię tego typu treningi, bo... są krótkie:) 

Trasa tyniecka, zapada zmierzch. (c) 250dni

Trening robi się po porządnej, mocnej rozgrzewce, i składa się z 2 - 3 setów. W jednym secie są 4 interwały, gdzie sprint na maxa trwa 20 - 40 sekund, a odpoczynek 20 sekund (to żaden odpoczynek, ledwo można splunąć...). Pomiędzy setami robi się 5-minutowe przerwy regeneracyjne, co bynajmniej nie oznacza leżenia na trawie;) Zgodnie z instrukcją, odpoczynek po takim treningu powinien trwać nawet 3 dni. To druga zaleta takich treningów - zalecany długi odpoczynek;)


Przekąska regeneracyjna:) (c) 250dni
W ramach odpoczynku, urządziłam sobie gorącą kąpiel z 1kg soli morskiej:) Oraz - jak zazwyczaj po ciężkich treningach - pochłonęłam mój ulubiony mix potreningowy, czyli porcję ciepłego koktajlu białkowego z rodzynkami:)

Ostatecznie, wcale nie jestem przekonana, czy dałam z siebie 100%. Jakoś nie chciało mi się wymiotować... a tego należało się spodziewać, zgodnie z opisem treningu;)

środa, 29 maja 2013

124. dzień: 20 km. Trasa tyniecka i jeszcze dalej

Trasa tyniecka cd. (c) krakow.gazeta.pl

Wiedziałam, że tak będzie. Jeden dzień odpuściłam, i już jakby wypadłam z rytmu treningowego, tak ciężko było się dzisiaj zebrać i wyjść na bieganie. Pomimo spania do 8:30 (!), wstałam zmęczona: śniły mi się koszmary o zawodach biegowych;) Udało się wyjść na trening dopiero pod wieczór. Michał dzisiaj jeździł na rolkach, więc pojechaliśmy na Kolną.
Pobiegłam trasą tyniecką nie w stronę centrum Krakowa, lecz w drugą stronę - w kierunku Tyńca i dalej, na Skawinę. Biegłam, trzymając się wału przeciwpowodziowego wzdłuż Wisły. Można biec po wale, w pobliżu jest też sporo dróg terenowych, które biegną poniżej wału i przecinają go. Trasa bardzo mi się spodobała, jest idealna na długie, samotne, spokojne biegi. Niewielkie różnice wysokości. Ścieżka jest bardziej wydeptana / wyjeżdżona rowerami na odcinku od Kolnej do Tyńca, a im dalej, tym bardziej wąska i zarośnięta. Bez długich getrów lub wysokich skarpet się nie obejdzie.
 
Trening bardzo udany, jestem zadowolona z równiutkiego tempa i tętna. Tylko trzeba było cały czas uważnie patrzeć pod nogi, nawierzchnia jak to na ścieżkach terenowych nie jest zbyt równa.
Tam, gdzie zawróciłam, trasa po wale bynajmniej się nie kończy (już mnie korci, żeby sprawdzić, dokąd dalej prowadzi). Ale wypadła połowa czasu treningu. 

Oto źródło pysznego miodu:) (c) pszczelipark.pl


Bieg uprzyjemniały łagodne promienie zachodzącego słońca. Pokropił przelotny deszczyk, który z traw i krzaków przedostał się w ogromnej ilości do środka moich butów. Chlupotanie przy każdym kroku musiałam zagłuszać muzyką;)
Po deszczu cudownie pachniały kwiaty robinii akacjowej, zwanej potocznie akacją. To z nich robi się ten pyszny miód:)


wtorek, 28 maja 2013

125. dzień: 0 km. Refleksje na półmetku "250 dni"

Pluszowe podusie przyciągają:) (c) 250dni
Wracając wczesnym popołudniem z pracy uświadomiłam sobie, że jestem dzisiaj dokładnie w połowie drogi mojego Projektu. Uznałam, że jest to doskonała okazja, aby sprawić sobie prezent:) Prezentem miał być jakiś drobiazg / gadżet sportowy, ale na zakupach nic mi nie wpadło w oko. Uświetnienie półmetka miało też inny wymiar:  podarowałam sobie dzień  całkowicie wolny od treningu:) Czułam się trochę jakbym... uciekła ze szkoły na wagary;) Taka specyficzna przyjemność, delektować się nic-nie-robieniem. A jak się leży na kanapie, to przychodzą do głowy różne myśli. To może jakieś podsumowanie tego półmetka?

Przede wszystkim, czy mój plan jest realizowany? TAK:) Przez te 18 tygodni zdarzyło się zaledwie 5 dni całkowicie bez treningu. 105 dni na 125 było przepracowanych zgodnie z planem. Pozostałe 15 dni trening był zmodyfikowany lub skrócony. Nie spodziewałam się aż tak wysokiego % wykonania, a tu proszę. I to pomimo wyjazdów służbowych, przeciągającej się zimy. Co ważne, udało się uniknąć przeziębień jak i kontuzji, które by wykluczały z treningów.

Tegoroczna kolekcja medali:) (c) 250dni
Czy jestem na właściwej ścieżce do moich celów? Kierunek chyba jest ok, skoro z porównania treningów na garmin connect wyraźnie wynika, że poprawiają się 2 kluczowe parametry: szybkość wzrasta, a tętno dla takich samych obciążeń maleje. Pierwsze moje starty biegowe (półmaratony: Marzanna, Puszcza, Silesia) wypadły zupełnie przyzwoicie. Starty na rolkach (Michalovce, Modzurów) potwierdziły znaczącą poprawę wydolności. 
Synchronicznie do systematycznego planu treningowego, dbam cały czas o odpowiednie odżywianie, co oczywiście przekłada się  na dobry stan zdrowia i kondycję skóry.

Obszary do korekty? Żeby nie było, że taka z siebie zadowolona jestem;) Powinnam zweryfikować próg LT dla biegania - na moje wyczucie jest zawyżony. W ogóle dobrze by było zrobić testy w laboratorium, albo częściej powtarzać test terenowy. Kolejna kwestia: przez bazę przypadającą na zimę i podwójne treningi mam wciąż zaniedbaną technikę jazdy na rolkach.

poniedziałek, 27 maja 2013

126. dzień: 15 km. Najdłuższa trasa na rolki w Krakowie

We wczorajszym wpisie zabrakło "lekcji", czyli moich tradycyjnych wniosków postartowych. Ale nie jestem jeszcze gotowa psychicznie;) Po tym, jaka byłam wczoraj zła / bezsilna / ... [inne negatywne emocje] po nieudolnej próbie jazdy na mokrym asfalcie, kluczowy wniosek powinnam wysnuć jeden: albo konsekwentnie pozostaję przy swoim i nie startuję na mokrym, albo zmieniam front, kupuję czarne kółka i przygotowuję się treningowo na najgorsze. Moje "przyjemnościowe" podejście do tego sportu podpowiada mi, że mimo wszystko nie mam ciśnienia, aby ryzykować jazdą w trudnych warunkach. Tym bardziej, że w razie kontuzji nie mogę sobie ot tak wziąć L4, nie mam pracodawcy który mi zapłaci chorobowe;)

W tych makach czają się kamyczki;) (c) 250dni
Dzisiaj powstrzymałam się, żeby nie próbować nadrobić wczorajszych zaległości w treningach. Zrobiłam tylko krótki spokojny trening w pierwszej strefie, z elementami siły i techniki, czyli mozolnie powtarzałam ćwiczenia przekładanek i odbicia na niskiej pozycji.
Trasa Tyniecka 2 czyli Ks.Józefa (c) 250dni
Niespodzianka: tym razem trening nie odbył się na trasie tynieckiej od ulicy Kolnej, lecz na najdłuższej trasie rowerowo - rolkowej w Krakowie. Zastanawiam się, czy dzielić się informacją o lokalizacji tej trasy;) bo największą jej zaletą jest znikomy ruch. Tylko od czasu do czasu przemknie rowerzysta. Trasa przebiega równolegle do trasy tynieckiej, również po wale - po drugiej stronie Wisły, wzdłuż ulicy Księcia Józefa, i liczy sobie aż 6,42 km w jedną stronę! Z czego ok. 1/3 to asfalt położony zaledwie kilka miesięcy temu.
Przeszkoda na trasie. (c) 250dni

Plusy trasy. Pusto. I nieco szerzej niż na odcinku od Kolnej. Asfalt dość dobrej jakości, miejscami bardzo dobrej:)
Minusy. Na trasie trafiają się kamyczki: wzdłuż niebieskiego płotu, na przejazdach przez wał oraz na nowym odcinku. Zapraszam na pierwszy przejazd trasy z miotłami:) Nie żartuję, my z Michałem w zeszłym roku tam sprzątaliśmy... Aha i jeszcze jedno: na wjeździe od ul. Do Przystani mamy przeszkodę, zilustrowaną na załączonej fotce.

 
Na mapce zaznaczony jest cały odcinek, możliwy do przejechania na rolkach.

niedziela, 26 maja 2013

127. dzień: 5 km. Płacz zamiast medalu


To jest współpraca w teamie! (c) 250dni
Mistrzostwa Polski w Tomaszowie Lubelskim miały być moim pierwszym startem w półmaratonie. Pół godziny przed startem seniorek zaczął padać deszcz. I co z tego, że najadłam i nawodniłam się w sam raz, założyłam ulubione skarpety, zdążyłam - jak nigdy! - zrobić rozgrzewkę, objechać trasę. Nic nie pomoże, kiedy asfalt mokry. 

Widoczek z trasy w Tomaszowie. (c) TUKS Roztocze
Spodziewałam się, że moje różowe kółka mattery mogą być dość śliskie, poza tym żal ich, więc na 10 minut przed startem zmieniałam na treningowe używki, które... okazały się koszmarem. Nie chcę obwiniać sprzętu - nie potrafię jeździć w takich warunkach. 

Trasa pętli Półmaratonu.

Spróbowałam, ale nie miało to jakiegokolwiek sensu - każde odbicie kończyło się poślizgiem, nie byłam w stanie przyspieszyć. Przyjechałam się pościgać z dziewczynami, a tylko ratowałam się przed poślizgiem. Po przeglądzie listy startowej miałam chrapkę na podium w K30, a skończyłam po pierwszym okrążeniu z płaczem. Medali i tak nie było. Były puchary i wpadka organizatorów - przy dekoracji zostały pomylone / pominięte kategorie wiekowe w MP (!).

sobota, 25 maja 2013

128. dzień: 22 km. Dzień przed startem

W planie miałam dzisiaj trening biegowy WS3A. Zamieniłam jednak na dużo krótsze, zaledwie dwuminutowe interwały. Przede wszystkim ze względu na "niewyraźne" samopoczucie, po drugie ze względu na wcześniejsze kłopoty z wykonaniem tak mocnych treningów, ale również z powodu jutrzejszego startu na MP w Tomaszowie. Wprawdzie te zawody nie mają w moim kalendarzu żadnego przypisanego priorytetu - trochę może dziwnie, tak zlekceważyć Mistrzostwa Polski;) - ale jednak nie chciałabym się dzień przed startem wypruć na treningu. Z powodu tego startu podzieliłam też trening na części: najpierw rolki, zaraz potem bieganie. Oj, coś ciężko dzisiaj, słabo... Więc nawet wykresów nie wklejam;) Chociaż jakieś postępy są, patrząc na cyferki  z garmina to jeżdżę i biegam coraz szybciej.
Zestaw na drogę. (c) 250dni

Cały dzień dzisiaj dbałam o odpowiednie nawadnianie się i pochłanianie rozmaitych węglowodanów: płatki, banany, pomidorowa z makaronem, soki, ryż...

A wieczorem po treningu - rytuał pakowania się na zawody. Torba z rolkami ma wszystkie kieszenie wypchane ubraniami na zmianę i całą masą dodatkowych akcesoriów. Wszystkie drobiazgi przygotowane, posegregowane czekają na wyjazd, nawet kocyk na drogę:)

piątek, 24 maja 2013

129. dzień: 3 km. Nie biegam, nie jeżdżę, czytam

Czasami trzeba poświęcić trochę więcej czasu na pracę i szkolenia. Ale w przerwie obiadowej udało mi się (wreszcie!) przeczytać majowy numer miesięcznika "Bieganie". Lektura tematu numeru (dobór i przegląd butów do biegania) nieco mnie sfrustrowała. Może to i dobrze, że nie czytałam tego, zanim kupiłam swoje buty... bo dzisiaj nie byłabym w stanie podjąć decyzji;)
Dzień odpoczynkowy (od treningów) to dobry czas na porządki domowe i zakupy. Prozaiczne czynności, ale przynajmniej omijam z daleka kanapę z pluszowym kocem, które w taki pochmurny dzień jak dzisiaj mają  magiczne właściwości przyciągania;) Podczas zakupów w markecie naszła mnie taka refleksja, że nasz koszyk zakupów znacznie się różni od przeciętnego koszyka innych klientów: jogurty, kefiry, makarony, banany, sporo węglowodanów w postaci nie tylko słodyczy, orzechy. Nie pamiętam, kiedy kupowaliśmy chociażby schab, boczek, kapustę czy piwo;)

A na koniec dzisiejszego dnia chciałabym gorąco polecić lekturę "Biegać mądrze" ("Timeless Running Wisdom", autor Richard Benyo, polskie wyd. Inne Spacery). Jest to zbiór 25 fantastycznych tekstów, inspirujących i skłaniających do przemyśleń. Podoba mi się zestawienie pozornie sprzecznych idei obok siebie, np. po rozdziale "biegaj więcej" jest rozdział "biegaj mniej":)

BTW dlaczego nie ma nic do czytania o treningu na rolkach?...

czwartek, 23 maja 2013

130. dzień: 36 km. Ilość treningu w treningu

Niby wyszło dzisiaj jakieś 5 godzin treningowych. Należałoby jednak zawartość treningu w tym treningu poddać głębszej analizie  oraz krytyce;)
Najpierw bieganie. Miało się zacząć fartlekiem w terenie. Niestety brzuch mi dzisiaj wybitnie dokuczył. Po rozgrzewce kluczowa część treningu: długie interwały maksymalnej wydolności tlenowej, czli 10 mocnych szybkich biegów po 2 minuty. Interwały były (prawie...), maksymalna wydolność tlenowa - nie. Nie zmotywowałam się. Za zimno. Brzuch nie współpracował... Nie wiem. Tym większym zaskoczeniem okazały się zupełnie przyzwoite prędkości w tych interwałach.

Po drodze wbiegłam do Sklepu Biegacza po isostara, akurat miałam po drodze na klubowy trening rolkowy;)
 Według mojej klasyfikacji, trening na parkingu pod Stadionem Wisły to jest TS1A, czyli podstawowe ćwiczenia techniki szybkości. Szlifujemy detale takie jak ułożenie rolek w poszczególnych fazach odbicia, a dzisiaj skupiliśmy się na pozycji ciała w przekładance. Bardzo sobie cenię te treningi pod okiem instruktorów. Chociaż średnio to pasuje do tego etapu planu treningowego;)
 

Od razu po treningu klubowym pojechaliśmy w kierunku Cichego Kącika, przygotować się do startu kolejnego nightskatingu. Razem z Yellow Team czyli żółtą ekipą zabezpieczającą trasę mieliśmy okazję posilić się przed przejazdem pizzą, dostarczoną przez sponsora Pizzerię Franco:) Ciepła przekąska w taki chłodny, pochmurny wieczór to było to!



 
Kraków, Rolki i My! (c) NaRolkach.pl
Trasa przejazdu "Kraków, Rolki i My" tym razem poprowadziła nas w zupełnie inne zakątki miasta, w kierunku na Ruczaj. Ta trasa bardzo mi się podobała, dobrze opracowana: jechaliśmy szerokimi jezdniami (miejscami 2, a nawet 3 pasy dla rolkarzy!), po drodze wiadukty, duże ronda, zjazdy. Wyszło jakieś 18,5 km. Po drodze nawet miałam czas na powtórkę ćwiczeń technicznych, zaleconych po treningu przez instruktora:) 
Ale powiedzmy sobie szczerze: ciężko to nazwać treningiem;)


Kraków, Rolki i My! (c) Kraków, Rolki i My

Więcej zdjęć z przejazdu można znaleźć na stronie KKSW oraz facebooku. Następny przejazd już 20 czerwca, w tzw. międzyczasie zamierzamy wpaść na nightskating do Katowic:)

środa, 22 maja 2013

131. dzień: 10 km. + 500 samochodem;)


Czy ten asfalt nadawałby się na rolki?;) (c) 250dni
Wyjazd do Łodzi przypadł na środę, więc znowu trzeba było poprzestawiać treningi w układzie tygodniowym. Podróżowanie samochodem było kiedyś dla mnie najlepszym czasem na zamyślanie się. Od pewnego czasu mam coś lepszego: bieganie!

Po drodze przypomniałam sobie, że to właśnie w Łodzi robiłam swoje pierwsze treningi biegowe. Był koniec stycznia. Najpierw biegałam wzdłuż ulicy bo (chyba) ścieżce rowerowej z centrum na Widzew, dopiero później odkryłam Park Piłsudskiego. Z ciekawością zobaczyłabym teraz, jak wygląda letnia wersja nawierzchni, po których wtedy truchtałam:)

Tym razem to nie trasa tyniecka;) (c) 250dni
Nie czułam się dzisiaj najlepiej i wracając, już właściwie pogodziłam się, że nie zrobię żadnego treningu. Ale przypomniałam sobie taki tekst znajomego: "jak mnie coś boli, to idę pobiegać". Pomyślałam: to przecież idealny moment na sprawdzenie takiej koncepcji biegania:)

Widoczek z wieczornego biegu. (c) 250dni
Muszę przyznać, że wciąż ciężko znoszę treningi biegowe w 4 strefie. Czekam na sygnał końca interwału jak na zbawienie, i zawsze czekam za długo;) Jednak nie odpuściłam, i zrobiłam ostatecznie więcej niż minimum, które założyłam przy wychodzeniu z domu. Jestem w miarę zadowolona z prędkości, jak na profil terenu  / dzień / zmęczenie. Tylko poziom tętna na interwałach powinien być wyższy. Może powinnam więcej startować? bo inaczej ciężko mi się zmotywować do wyższych stref...

wtorek, 21 maja 2013

132. dzień: 52 km. Trasa tyniecka po raz enty


Taki dzień jak dzisiaj to jest właśnie ta codzienna orka treningowa. Długi trening "na podtrzymanie kondycji", czyli wiele kilometrów w niskiej strefie. Lokalizacja treningu: oczywiście żadna niespodzianka - trasa tyniecka. Poranne słońce. Spłoszone bażanty. Wyprzedzanie rowerzystów. Nuda;)

poniedziałek, 20 maja 2013

133. dzień: 2 km. Moje gadżety sportowe

Po wczorajszym treningu czuję, że jednak mam jakieś mięśnie w nogach, więc odpuściłam przewidziany na dzisiaj trening siłowy. No wiem, mogłam chociaż zrobić trochę brzuszków... Ostatecznie, za trening uznałam "spacerek" po zakupy. Przytargałam ze sklepu cały plecak, to może jednak mogę zaliczyć trening siłowy?;)

Camelbak Rouge. (c) Camelbak
Dzisiaj nie będzie fotek ani garminowych raportów z treningu. Dzisiaj będą moje ulubione gadżety sportowe czyli wyposażenie, bez którego nie mogę się obejść na rolkach i biegach:)

Camelbak. Maleńki dopasowany plecaczek, a w nim prawie 2 litry izotonika. Plus kieszonka na kilka żelków, do której można sięgnąć bez zdejmowania plecaczka. Idealny sposób nawadniania! Dzięki niemu nie muszę być zdana wyłącznie na paśniki i schroniska na długiej trasie. Najlepiej sprawdził się oczywiście na zawodach na 100 km, ale zabieram go również na maratony (nie mam stroju z kieszeniami na bidony). Podczas wczorajszego "biegania" po górach znowu okazał się niezastąpiony, stabilnie trzymając się na plecach.



Run Intensive Kalenji(c) Decathlon


Skarpety kompresyjne. Pierwsze kupiłam trochę przypadkiem, w Decathlonie. Zdziwiłam się, że jakieś takie jakby za małe… i dopiero wtedy poczytałam o kompresji. Po czterogodzinnym wyścigu byłam nimi zachwycona – żadnych otarć, a stopy w ogóle nie spuchnięte! Od tamtej pory wybieram te skarpetki na wszystkie dłuższe treningi oraz wyścigi. Niezrozumiałe jest dla mnie, że wśród rolkarzy takie skarpety nie zbyt popularne.




Rękawiczki nie-tylko-rowerowe. (c) 4F

Rękawiczki. Zwykle marznę, więc rękawiczki są dla mnie oczywistością. Rękawiczek używam: na rolkach (jako prowizorka ochrony), do kijków (moje prehistoryczne leki nie mają zbyt wygodnego uchwytu), w góry (zwłaszcza Tatry), no to do biegania też. W rękawiczce można schować mp3 czy klucz do domu. Rękawiczki mają miękką frotkę, wiadomo po co. Te najulubieńsze kupiłam w sklepie outletowym 4F za jakieś 19zł:)




83% mniej wstrząsów:) (c) Panache Sports


Biustonosz Panache Sport. Powiem krótko: gdyby nie ten model, pewnie bym nie biegała. Właściwości, detale wykończenia i termoformowalną wyściółkę doceni każda kobieta:) Mam tylko małą prośbę do producenta: a może poszerzyć dolną listwę pod pasek do pulsometru?






Mleko zagęszczone 3 smaki:) (c) SM Gostyń

Słodkości. Na treningi lubię takie, które są w małych porcjach i nie trzeba ich za bardzo gryźć;) Całkiem nieźle w tej roli sprawdzają się krówki. Ale hitem, nieprzerwanie od wielu lat, jest dla mnie… mleko zagęszczone, słodzone (sacharozą) w tubce. Uwielbiam też kwaśne żelki owocowe oraz galaretkę w cukrze „makarena”, która jest moim sekretem przygotowania do maratonów:)
Makarena - jeszcze to produkują;) (c) Pomorzanka

Kwaśne żelki, ponoć o smaku jabłkowym;) (c) Lidl

niedziela, 19 maja 2013

134. dzień: 23 km. Turbacz - próba biegania po górach nr 1

Nie pojechałam na zawody rolkowe do Klettwitz, nie pojechałam na Perły Małopolski, a z planu wynika długi trening. No to wymyśliłam sobie górską wycieczkę z elementami biegania - bo biegiem górskim tego nazwać nie można;)
Zaryzykowałam wycieczkę na lekko, tzn. miałam ze sobą tylko maleńki plecaczek - camelbak wypełniony izotonikiem (prawie 2l), odrobinę jedzenia (banan, mix suszonych owoców, kwaśne żelki typu "haribo") oraz kijki. Zamiast kurtki przeciwdeszczowej - tylko śmiecioworek, na wszelki wypadek;)
Nietypowy szlakowskaz. (c) 250dni
Na cel obrałam Turbacz. Z powodu późnego wyjazdu zdecydowałam się na krótszą niż pierwotnie zakładana trasę. A szkoda, bo ta pierwsza miała zdecydowanie łagodniejszy profil, więc zapewne łatwiej by poszło z bieganiem. Na szlakach z / do Koninek sporo fragmentów stromych, kamienistych lub bardzo wąskich ścieżek. Pod górę wyszło bez porównania więcej podejść niż podbiegów, no ale cóż, jeszcze wszystko przede mną;) Na drugiej części trasy proporcje bieganie - marsz odwrotne, ale nie udało mi się rozwinąć jakichś prędkości, to było raczej takie kicanie po korzeniach niż zbiegi;) Zdecydowanie oszczędzałam się z tętnem, żeby w ogóle dotrzeć do mety i nie ryzykować kontuzji.

Jedyny odpoczynek przypadł oczywiście pod schroniskiem na Turbaczu. Ilość kłębiących się tam turystów porażająca...
Kijki bardzo się przydały na odcinkach pod górkę, pomimo tego, że zapomniałam rękawiczek. Na zbiegach  najpierw przeszkadzały (nie miałam nawet jak przyczepić ich do małego plecaczka), później się przyzwyczaiłam i jakoś to ogarnęłam.

Fragment panoramy z Turbacza - bez ludzi;) (c) 250dni

Na zbiegach wypłynęła kwestia obuwia w teren. Nie zabrałam moich wygodnych białych asics'ów do biegania (żal mi ich było na góry), tylko jakieś przypadkowe adidasy, raczej o przeznaczeniu sala fitness. Jestem przyzwyczajona do poruszania się po górach w ciężkich buciorach turystycznych, które mocno trzymają kostki i mają mega amortyzację. A w tych dosłownie... wyskakiwałam z butów;) Ciekawe doświadczenie. A może to kwestia techniki?

 
Po wycieczce i schłodzeniu się mineralną z lokalnego sklepiku, wpadłam na pomysł uzupełnienia wymiaru treningowego przebieżką wzdłuż drogi, takie tam kilka kilometrów. Zmęczenie (niby nieodczuwalne), niedobór węglowodanów (za mało zjadłam przed wycieczką i na trasie), palące słońce (temp. powietrza >26, drogi >46st.) i wiatr (przeciwny) dały mi się we znaki: pomimo wyraźnie przyjaznego profilu trasy, tętno lekko rosło a prędkość coś nie chciała;)

Dzisiejsze widoczki:) (c) 250dni
Podsumowując: pierwsza próba biegania po górach na pewno nie jest ostatnia, chociaż statystyki z garmina nie napawają optymizmem - średnie tempo wyszło zaledwie... 9,15min/km. Tak, to tempo a nie prędkość;) Kwestie do rozwiązania: 1. Jak się odżywiać na trasie - dobrze znoszę półpłynne pokarmy ale to chyba mało. 2. Co robić z kijkami na zbiegach - a może w ogóle ich nie zabierać?  3. W jakich butach biegać? Na razie nowe buty do biegania w terenie są niżej na liście zakupów niż nowe buty do rolek;)


sobota, 18 maja 2013

135. dzień: Legenda Modzurowa

Wesoły autobus z Krakowa:) (c) 250 dni
Cały rok na to czekaliśmy. Zawody w Modzurowie mają swój niepowtarzalny, lokalny klimat. Biuro zawodów na parafii u proboszcza. Zaangażowanie organizatorów, mieszkańców gminy i straży pożarnej. Kiełbasa czy chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem do posiłku regeneracyjnego. Najlepsze nagrody. Idealny asfalt!!! Trasa czyszczona przed startem, i to manualnie;) Podjazdy i zjazdy, które weryfikują przygotowanie kondycyjne oraz ograniczają możliwość "wiezienia się" na czyichś plecach. Dlatego w ogóle nas nie dziwi, że w kolejnej, trzeciej już edycji wzięło udział więcej uczestników, a same zawody "awansowały" do rangi Pucharu Śląska. To właśnie tu zmierza nasz wesoły autobus:)

20 metrów do mety. (c) Datasport
Wcześniej niespecjalnie się przejmowałam tymi zawodami, dopiero stojąc na linii startu poczułam nagły wzrost tętna. Niestety za dużo wczoraj zjadłam (ciasteczek...), i czułam się nieco przyciężko. Znowu się zgapiłam na starcie, i trzeba było zaczynać od wyprzedzania. Ale nic to, od początku jechałyśmy z Anią tak, jak było ustalone. Kogo miałyśmy wyprzedzić, to wyprzedziłyśmy:) Nie umarłam na kluczowym podjeździe:) A na koniec pokusiłam się o próbę dogonienia Kasi Ciborowskiej. Jedynie co nie wyszło, to nie dało się zrobić rekordu prędkości na górce (silny wiatr).

Podsumowując, jestem zadowolona z tego startu. Porównanie do zeszłorocznego II Biegu Na Rolkach wypada nieźle. Średnia prędkość większa o ok. 3 km/h, przy średnim tętnie niższym o 5 uderzeń na minutę. Najwyższe tętno miałam dzisiaj na mecie, a nie jak rok temu na kluczowym podjeździe. Stałam na podium - tak jak chciałam (były tylko 2 kategorie wiekowe dla kobiet). Fajnie wyszedł finisz, miałam opóźnienie do poprzedniej zawodniczki o zaledwie 3 setne sekundy. Po krótkim odpoczynku, przejechałam sobie tą fantastyczną trasę raz jeszcze - jest tego warta:) Podczas rozdania nagród - już tradycyjnie - zaczęło lać jak z cebra. Na pewno przyjedziemy za rok:)
Wszyscy uśmiechnięci, było super:)