wtorek, 30 kwietnia 2013

153. dzień: 24 km. Tam i spowrotem...

Dzisiaj w planie treningowym interwały biegowe w 3 strefie. Uzupełniłam o tempo na rolkach - to tak przed jutrzejszym startem, a przy okazji urozmaiciło mi to poranek. Bo ciągle ta sama trasa. Sezon dopiero się zaczął, a mi się już tu nudzi. Tam i spowrotem, tam i spowrotem. Niewątpliwie zaletą jeżdżenia na wale jest to, że zawsze mogę liczyć na czynnik treningowy w postaci wiatru. Na wale zawsze wieje, a dzisiaj - wyjątkowo mocno. Przy tym wietrze i na niewyspaniu (zachciało mi się bloga, to siedziałam do nocy) bieganie jest wyjątkowo męczące, ciężko się zmotywować do wyższego tętna. Odkryłam, że herbatka rumiankowa, która ponoć ma działanie łagodzące, zdecydowanie mi nie służy. Stresuję się przed jutrzejszym startem, chociaż w kółko sobie powtarzam, że to tylko trening.Trening czy nie, jest to pierwszy sprawdzian przygotowań rolkowych i oczekuję zobaczyć jutro już jakieś efekty moich treningów, jakiś promyczek potwierdzenia, że wybrałam dobrą ścieżkę:)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

154. dzień: 6 km. Bieganie na czczo

Bardzo lubię poranne treningi. Nie mam problemów z wstawaniem o świcie (a czasem i przed). Trening przed pracą dodaje mi energii, a po pracy nie zawsze mam dość motywacji. Poranki są zwykle rześkie, chłodne i pogodne. Na trasie rolkowej jest najmniej ludzi. Same zalety. Jeden minus: jak tu zaopatrzyć organizm w energię niezbędną na trening? 
Zwykle moje pierwsze śniadanie to solidna porcja musli z owocami, orzechami i jogurtem (przepis wkrótce w zakładce "O jedzeniu").  To około 400-480 kcal, czyli zdecydowanie za dużo na obciążanie żołądka tuż przed treningiem. Jakiś czas temu odkryłam patent na lekką, rozgrzewającą rankiem przekąskę: porcja kisielu owocowego z pokrojonym drobno bananem. Sprawdza się przed rolkami, natomiast przed biegiem - różnie bywa. 
Ścieżka biegowa pod domem. Nie mieszkam na wsi;) (c) 250dni
Testując różne rozwiązania pokarmowe przed treningiem, które miały zapobiec problemom na trasie, wpadłam dzisiaj na pomysł: a może by tak w ogóle bez jedzenia?
Trasa przebiega w bezpośrednim sąsiedztwie mojego domu, to tak na wszelki wypadek. Nie zdążyłam jednak dobiec do granicy, po której zrobiłoby mi się słabo. Żołądek odezwał się pierwszy;) Przebieżkę uznałam na rozgrzewkę i dokończyłam trening ćwiczeniami w domu. Nie odkryłam cudownego sposobu.
Najczęściej powtarzane porady to: jedzenie 2-3 godziny przed treningiem (wyklucza treningi wcześnie rano), robienie rozgrzewki ok. godzinę przez właściwym biegiem (dobre przed startem a nie przed porannym treningiem). Pomysły typu "pij wodę z miodem i cytryną", "jedz więcej błonnika" - nie działają; a opcji "skróć treningi" nie biorę pod uwagę;)

niedziela, 28 kwietnia 2013

155. dzień: 0 km. Trenujesz czy blogujesz?

Do tej pory prowadziłam dziennik treningowy w archaicznej, papierowej formie, czyli w zeszycie. Po zapisaniu drugiego grubego brulionu, przenoszę się na bloga.
Kiedyś powiedziałam, że ci co jeżdżą to nie mają czasu na siedzenie w internecie, a ci co mają czas na siedzenie w internecie - nie jeżdżą. I dzisiaj się to sprawdziło, niestety u mnie. Mieliśmy zaplanowany długi trening rolkowy w Puszczy, pogoda nie sprzyjała, czas mijał, blog wciągał...
W kolejnych dniach będę uzupełniać nie tylko bieżące wpisy, ale również archiwalne z mojego dzienniczka. Zapraszam:)

sobota, 27 kwietnia 2013

156. dzień: 17 km. Dlaczego nie startuję w Cracovia Maraton?

Najpierw kilka słów o porannym, niezbyt udanym treningu. W planie miałam test na LT i biegowy fartlek. Podchodziłam po powtórzenia tego testu terenowego na LT jak do jeża, do tej pory udawało mi się znajdować argumenty, aby go pominąć. I to nastawienie mogło być jednym z czynników, które zadecydowały o jego niepowodzeniu. Wynik mi wyszedł zaledwie 171 (o 6 mniej, niż miałam wyznaczone). Wprawdzie wtedy wynik mógł być zniekształcony przez ibuprofen, ale odbierałam te ustawienia jako adekwatne. Z lektur wynika, że LT nie może się aż tak obniżyć. Zidentyfikowałam aż 5 powodów, podważających poprawność dzisiejszego testu: 1. słaba motywacja, brak przekonania do potrzeby powtórzenia testu. 2. Test powinien być robiony pod koniec tygodnia odpoczynkowego, a nie po kilkudniowym pakiecie ciężkich treningów. 3. Kłopoty żołądkowe nieco przysłoniły mi realizację testu. 4. Bardzo silny wiatr, który nie tylko osłabia prędkość, ale też drastycznie wzmaga poczucie zmęczenia. 5. Obawa, że jeśli pobiegnę szybciej, to będę musiała zwolnić na koniec i test nie wyjdzie; dlatego nie biegłam całości na 100%, dopiero na koniec modliłam się, aby czas upływał szybciej;) Miły akcent na podsumowanie: tempo miałam o ponad minutę lepsze, niż podczas pierwszego testu!!! Może zbiorę się do powtórki gdzieś w czerwcu?

Dalej Paulina! (c) fotomike
Popołudniu wybraliśmy się na Cracovia Maraton. Tym razem uczestniczyliśmy w rolkowej imprezie, kibicując znajomym. Oglądanie mety z drugiej strony też jest przyjemne i daje sporo satysfakcji:) Fajnie jest wesprzeć zawodników, policzyć komuś okrążenia, wykrzyczeć słowa otuchy i dopingu:) Przy okazji przepytaliśmy naszych rolkowych znajomych z całej Polski, jak im minęła zima, kto co trenował. Poobserwowaliśmy, kto rozpoczął sezon startów z dobrym wynikiem...


Rolkarze na trasie. (c) fotomike
Tak naprawdę sami nie startujemy w Cracovia Maraton na rolkach jako wyraz naszego protestu przeciwko organizowaniu zawodów wrotkarskich w tak fatalnym miejscu jak Błonia. Jeżdżenie po chodniku wzdłuż Piastowskiej? Wyprzedzanie na ścieżce wzdłuż Rudawy, przy tych donicach? Dziękuję bardzo. CM nawet nie został przez PZSW wpisany w tym roku do kalendarza Pucharu Polski...

piątek, 26 kwietnia 2013

157. dzień: 32 km. Wiosenne zapachy treningowe

Lepsze niż mp3:) (c) jestemnaptak.pl
Dzisiaj dzień odpoczynkowy, w sam raz na przejażdżkę rowerową, w tempie spacerowym, po okolicy. Po drodze podziwialiśmy wille i pałace na Woli Justowskiej. Piękna pogoda, 23st., słonecznie, opaliły mi się na rękach wzorki od rękawiczek. Doczekaliśmy się wiosny. przyroda szaleje. Ptaki śpiewają jak zwariowane. Mamy prawdziwą eksplozję wiosny! Upajałam się podczas jazdy zapachem rozgrzewającej się ziemi, rosnących liści, pączkującej zieleni. Szkoda, że nie da się pokazać na blogu tych wszystkich intensywnych zapachów;)
A propos zapachów, wiosenne zapachy treningowe to nie tylko kwitnące drzewka owocowe. Niektóre ubrania treningowe nie dają sobie rady i po wielu praniach... nie da się z nich wyprać tych zapachów treningowych, i bynajmniej nie chodzi o aromaty roślinne;) Z wszystkich przetestowanych przez nas sposobów, najlepiej zadziałało wypranie ubrań treningowych w preparacie Nikwax basewash, który znalazłam w reklamówce z nagrodami z niedzielnych zawodów. Wypraliśmy wszystkie koszulki treningowe i bieliznę, i efekt robi wrażenie; dzięki temu preparatowi, niektóre nasze ciuchy uniknęły kosza na śmieci;) Sprawdziłam też teorię zasłyszaną od perfekcyjnej pani domu, że mrożenie zabija bakterie. No cóż, po 3 dobach przechowywania koszulek w zamrażarce, niewiele się zmieniło;)

czwartek, 25 kwietnia 2013

158. dzień: 23 km. Atrakcje trasy tynieckiej

Bażant ze swoją kurką:) (c) naturfoto.cz
Zgodnie z planem, udało się zrobić  łączony trening rolkowy. Najpierw interwały w 4. strefie, po 8", można by się pokusić o dłuższe ale trasa jest za krótka;) Następnie trening, który bardzo lubię ze względu na szybkość: 30 sek. jak najszybciej + 30 sek. odpoczynku, taki set powtórzyłam 16 razy, czyli cały trening, nie licząc rozgrzewki, trwał niecałe 20":) Na trasie standardowy mocny wiatr, zagęszczenie ludzi też jak zwykle, zaobserwowałam natomiast wyjątkowo dużo... bażantów:) Chyba mają okres godowy;) Wyczytałam o bażantach taką informację: "[samiec] znajdującym się w jego rewirze samicom imponuje prezentami z pokarmu i postawą". W sumie nic wyjątkowego;) Na trasie tynieckiej oprócz bażantów, można spotkać też inne ptactwo (sroki i śpiewające), a bladym świtem lub pod wieczór można wypatrzeć na polach sarny i pojedyncze zające.

środa, 24 kwietnia 2013

159. dzień: 21 km. Wieczorne bieganie

Bądź widoczny! (c) Decathlon
Nie przepadam za wieczornymi treningami, ale tak dzisiaj wyszło, że nie dało się wyjść wcześniej. Odpoczęłam chwilę po pracy i obiedzie (kluseczki gnocchi z sosem śmietanowym, szynką parmeńską), i wyszłam biegać dopiero po 19:30. W odróżnieniu od porannych treningów, wieczorem nie trzeba pilnować czasu, o której muszę wrócić do domu przed pracą. Wieczorny chłód też sprzyja bieganiu późno. Tak więc pobiegałam sobie powolutku, równo w górze drugiej strefy, pozwalając myślom swobodnie przepływać przez moją głowę, i nasycając się zapachami i dźwiękami wiosennej przyrody. Obiegłam pół miasta (w większości chodnikami, żeby było bezpieczniej) i wracałam już po ciemku. Co ciekawe, na jednym odcinku mogłam obserwować swoją technikę biegową patrząc na cień swojej sylwetki w blasku księżyca:) To był jeden z tych treningów, kiedy czuję, że jest to sport idealny dla mnie.

niedziela, 21 kwietnia 2013

162. dzień: 23 km. Perły Małopolski

W ramach treningu, wystartowałam dzisiaj w pierwszych zawodach z cyklu Perły Małopolski w Ojcowskim Parku Narodowym. Skusiła mnie ta wyjątkowa lokalizacja:) Wybrałam Nordic Walking na 10 km, bo: po 1. półmaraton odrzuciłam - dopiero co tydzień temu biegłam, po 2. w biegu na 10 km wystraszyłam się nieco profilu trasy - ponad 230m przewyższenia, po 3. w planie treningowym miałam na dzisiaj W2B, po 4. przyszła pora na sprawdzenie teorii Eweliny o startach w NW. Otóż Ewelina też biega i jeździ na rolkach, a zimą spotkaliśmy się na Biegu Walentynkowym, gdzie wraz z mężem stała na podium w kategorii NW. Dlaczego nie biegli? Bo w bieganiu ciężko o sklasyfikowanie na czołowych pozycjach, a w nordic walking da się powalczyć o podium:) Postanowiłam to sprawdzić. I jak widać na fotce, teoria w pełni potwierdzona;) A wieczorkiem pojechaliśmy jeszcze z Michałem na trening uzupełniający na rolkach. Wnioski postartowe:

To naprawdę miłe i motywujące:) (c) Perły Małopolski
Lekcja #1 Nawet na takim starcie, trzeba dopracować szczegóły. A ja nie wypróbowałam NW po asfalcie. Druga rzecz, to bardziej wina organizatora niż moja, ale nie skumałam idei tego "honorowego startu" czyli pierwszego km, na którym rzekomo nie miało być pomiaru czasu. Po wyjściu z zakrętu, gdzie rozglądałam się za startem właściwym w postaci maty okazało się, że wszyscy pobiegli. 
Lekcja #2 Źródła motywacji. Już na linii startu czułam się nieswojo z tymi kijkami. Jest to niszowy sport dla ludzi, którzy już nie mogą biegać... A po tym całym zamieszaniu z podwójnym czy potrójnym startem zostałam gdzieś z tyłu, męcząc się z zasadami NW i nakładkami na kijki. I tu odkryłam, że złość potrafi mnie motywować. Na 6 km, gdy zaczął się ostry odcinek pod górkę, na ścieżce nie było miejsca do wyprzedzania. A jednak jakby mi się motorek w ... włączył. Tak się nakręciłam na tej górce, że na następnej postanowiłam powalczyć o pierwsze miejsce, a na ostatniej - powiększyć przewagę. Kiedyś na starcie przypomnę sobie te uczucia;)
Lekcja #3 Dobrze jest mieć kilka minut przed startem na wyciszenie się. Dzisiaj wyjątkowo sama jechałam na zawody, więc nie miałam z kim pogadać; ale miałam za to czas na to, aby się skoncentrować.
Lekcja #4 Na zawody lepiej się ubrać za lekko, niż za ciepło. Dodatkowa warstwa może uprzykrzyć start, a jak jest się za lekko ubranym - to się szybciej biegnie do mety, taki mam wniosek obserwując ubrania biegaczy:)   




czwartek, 18 kwietnia 2013

165. dzień: 32 km. Pierwszy nightskating w sezonie

Kraków, rolki i my! (c) Michał S.

Dzisiejszy trening wyszedł trochę skomplikowany: najpierw przejażdżka techniczna na rolkach (jeździmy na dworze dopiero od kilku dni, trzeba się przyzwyczaić spowrotem do asfaltu), potem błyskawiczny trening na progu anaerobowym WA1A (biegowy, na taki trening rolkowy jeszcze za wcześnie), potem wyszło kilka km podczas zakupów i spacerów rodzinnych po mieście, a na koniec dnia nasz "Kraków, rolki i my" czyli pierwszy w sezonie nocny przejazd na rolkach przez miasto.  
Kto tu kogo ochrania;)? (c) Michał S.

Intensywny dzień spowodował, że na nightskatingu nieco przysypiałam, ale impreza wyszła świetnie. Fajna zabawa, pojeździć sobie bezpiecznie po ulicach, na co dzień niedostępnych dla rolkarzy. Hitem jest tradycyjna już "stonoga", czy raczej "sto-rolka" na Rynku Głównym:)

Startujemy zawsze na Błoniach, ale trasa jest za każdym razem zmieniana. Kilkanaście km w spokojnym - dla niektórych zbyt spokojnym;) - tempie, bez trudnych technicznie odcinków, wystarczy jako tako radzić sobie na rolkach. A jak komuś się na takim przejeździe nudzi z powodu wolnego tempa, to zapraszamy do ekipy żółtych, którzy pomagają na trasie:)

Wielkie dzięki dla wszystkich osób zaangażowanych w organizację, dla wszystkich pilnujących trasy policjantów i ekipy żółtych, a także dla grupy zabezpieczenia medycznego:) Więcej informacji o tej cyklicznej imprezie można znaleźć na stronie Krakowskiego Klubu Sportów Wrotkarskich KRAK, a dokładnie tutaj

niedziela, 14 kwietnia 2013

169. dzień: 42 km. Wpuszczeni w Puszczę

Spędziliśmy dzisiaj w Puszczy Niepołomickiej pół dnia. Najpierw start w I Półmaratonie Po Puszczy, po odpoczynku -uzupełniłam wymiar godzinowy treningu przejazdem na rolkach, oczywiście też po Puszczy. Fantastyczne miejsce na bieganie, i na rolki też! Celem treningu było sprawdzić się podczas długiego biegu na koniec bardzo obciążonego treningowo tygodnia, a dodatkowo przetestować odżywianie na trasie i pobieranie wody. To fascynujące dla mnie jako osoby początkującej w biegach, odkrywać takie szczegóły techniczne jak chociażby korzystanie z paśnika (czyli punktu odżywczego) podczas biegu;) Drugi start w półmaratonie dał mi kolejne, cenne doświadczenia.
Lekcja #1 Efekt narastającego zmęczenia. Ten tydzień był jednym z najdłuższych i najcięższych treningowo, a ja wykonałam plan wyjątkowo sumiennie. Niby nic nie boli, ale widać chociażby po podwyższonym rano  tętnie spoczynkowym, że nie wstałam zregenerowana. Efekt objawił się na trasie półmaratonu w postaci wyższego tętna, niż bym tego chciała (średnio o 6 więcej niż na Marzannie, przy wolniejszym tempie!). 
Lekcja #2 Zlekceważyłam zapotrzebowanie na wodę. Trening dwugodzinny da się zrobić bez picia, zawody - nie. Poza tym zapomniałam, że inne jest zapotrzebowanie na picie podczas zimowych treningów, a inne - gdy temperatura wzrasta (dzisiaj było 12st.). Nie dopilnowałam nawodnienia wczoraj, a rano też nie piłam izotonika. Zabrałam na trasę napój izotoniczny PowerBar (saszetki zostały nam jeszcze po Berlinie), który okazał się paskudny w smaku (podobno miał smak czerwonych owoców). Moje picie z mini-bidoników skończyło mi się na 15. km. Przy okazji nauczka, że nie ma co liczyć na paśniki po drodze - ostatni punkt odżywczy został przesunięty z 15. na 17. km, co wprawiło nie tylko mnie w konsternację;)
Lekcja #3 Błędy odżywiania. Wczoraj popołudniu za dużo białka (stek!). Dzisiaj rano za mało węglowodanów (bo nie chciałam biec z przepełnionym brzuchem). Nie miałam problemów z brzuchem, ale za to rozbolała mnie głowa na trasie. 
Lekcja #4 Wyposażenie trzeba wypróbować przed startem. Dzisiaj testowałam mój nowy pas biodrowy z mini-bidonikami (2x 200ml) i kieszonką. Już na 1. km okazało się, że to nie jest dobra dla mnie konstrukcja, i zatęskniłam za moim camelbakiem. Pas najzwyczajniej przesuwa się podczas każdego kroku, a koszulka pod nim się zwija. Drugim elementem, który wymaga dopracowania, jest prowadzenie kabla od mp3.
Lekcja #5 Nie sugerować się tempem innych zawodników (czyli to samo, na co zwróciłam uwagę na Marzannie). Na pierwszym km sporo osób mnie wyprzedziło, w tym też tacy, którzy nie wyglądali jakby potrafili biegać. To deprymujące;) Wystarczyło jednak poczekać na ostatnie kilometry, gdzie mijałam wielu już tylko idących do mety czy zaledwie truchtających.
Radość mety:) (c) fotomike

Ostatecznie, radość wbiegania na metę jest taka sama. Cudowna, słodka, wzruszająca:) A tu końcówka trasy była ułożona idealnie do finiszu: z daleka widoczną metą, lekko w dół:)