niedziela, 22 września 2013

8. dzień: 15 km. Fochathlon, czyli...

... czyli opowieść o dniu, w którym pokonałam FOCHa*, przeziębienie i wszystkie zawodniczki przy tym;) 
Trasa Fochathlonu - rolki
04:13 Otwieram oczy, po raz kolejny. To przez zapchane zatoki, znowu.
06:30 Przedwczesna pobudka, nie wiem czy to hałasy za oknem, czy ciśnienie w zatokach... usiłuję jeszcze chwilę się zdrzemnąć. W głowie snują się senne myśli, trochę o Skawinie, trochę o Berlinie;)
07:07 Pierwsze śniadanie (banan w kisielu o smaku frugo) i lekarstwa. Byle wciągnąć coś ciepłego.
07:55 Drugie śniadanie (muller wiśniowo-bananowy, kilka krówek), ostatni rzut oka na listę zapisanych zawodników (konkurencja może nie nadzwyczaj liczna, ale dwie rywalki mam na pewno mocne!) i trasy zawodów. W prognozie pogody ryzyko opadów 0,1 mm / h.
08:58 Rower, koc piknikowy i akcesoria wszelakie zapakowane do auta. Waham się, czy rozsądniejsze nie byłoby zabrać ten koc do domu i się w niego zawinąć.
Piknik w strefie zawodów (c) CKiS
09:30 Na miejscu przejażdżka autem po drogach, zaplanowanymi jako trasa na rolki. Wąsko. Dwa ciasne zakręty w lewo, jeden w prawo, nawrotka na zniszczonym odcinku. Niedobrze. Wiem, popracuję w przyszłym roku nad techniką.
10:25 Zamieszanie przedstartowe - standardzik, gdzie przypiąć który numer i takie tam. Pakiet startowy na bogato, siatka dosłownie wypchana herbatnikami i innymi smakołykami:)
10:44 Rower odstawiony do depozytu, krótka rozgrzewka zrobiona, wizyta w toitoi zaliczona;)
Start na 3 km (c) CKiS w Skawinie
10:45 Start biegu na 3000 m. Dzięki "doświadczeniu" z Krynicy mniej więcej wiedziałam, jak mogę pobiec, na ile mogę sobie pozwolić. Nie daję się zmylić tym, że w pierwszych sekundach większość zawodników wyskakuje  mocno do przodu. Na pierwszym kilometrze moja pozycja w stawce istotnie się zmienia. Dziewczyna, o której już zdążyłam pomyśleć, że to kolejna (nieprzewidziana!) zawodniczka z aspiracjami na podium, przechodzi w marsz. Zaskakujące około 800 m po nierównej, trawiastej nawierzchni wału. A ja dalej swoje, trzymam tempo. I wyprzedzam.
Finisz biegu (c) CKiS w Skawinie
10:57 Przyspieszam, nie wiedząc, jak daleko za mną są pozostałe dziewczyny. Nie pamiętam finiszu zbyt dokładnie. Może to przez to tętno: 182, tegoroczny rekord! Tuż za linią mety zawisam na ogrodzeniu, pokazuję tylko ręką kolegom z klubu, że to nie moment na fotki;) Jeszcze nie wiem, że tym biegiem wypracowałam sobie prawie minutę przewagi nad drugą w klasyfikacji zawodniczką. Dużo.
10:59 Z pierwszymi tego dnia medalami, lecimy przeorganizować się do pobliskiego depozytu na rowery. Dobrze, że tutaj czas zmian nie jest liczony do wyniku zawodów;)
Kolejka do startu;) (c) WojtekS
11:12 Ustawiamy się spontanicznie z rowerami do kolejki na start indywidualny. Tu jedyny zgrzyt przesympatycznej imprezy: przeganiamy na koniec panią, która startuje z szeroką przyczepką rowerową, z dwójką dzieci w środku. Rozglądam się po rowerach - nie jestem jedyna z moim mtb.
Finisz na rowerach (c) CKiS w Skawinie
11:22 W życiu nie ścigałam się na rowerze! Chłopaki startują mnie z zapiętymi butami do pedałów, z tego wszystkiego zapominam włączyć garmina. Trasa krótka, nie ma innej opcji, tylko trzeba pedałować na maxa. Zawijkę wokół małego placyku robię ostrożnie. Spowrotem jest od wiatr, ciężko. Udaje mi się wyprzedzić. Kolejny zawodnik zostaje mi na kole aż do mety, jak mu nie wstyd tak wykorzystać kobietę;)
11:30 Krótka przerwę pomiędzy biegiem a startem na rowerze jest odczuwalna w napompowanych mięśniach ud. Już blisko meta, przypominam sobie własne słowa "może właśnie tracisz te półtorej sekundy..." Z tą myślą kończę najkrótszy z moich startów.
12:00 Rozkładam koc na trawie, słoneczko świeci, odpoczywamy przed rolkami. Herbatka z termosu, kanapeczki, słodycze, jednym słowem piknik. Dostajemy smsy z wynikami z biegu, ale i tak nie wiadomo, kto ma nad kim ile przewagi, kto do kogo ile straty.
12:49 Jadę w rolkach na linię startu. Halo, a jakaś rozgrzewka?!?
Przed rolkami - ta mina mówi wiele... (c) wacekczdk
13:03 Przetrzymali nas na starcie. Nie ruszam się od kilku minut, a tętno już 125. Nie potrafię agresywnie wystartować w gąszczu rolek. Mogłam się spodziewać, że od początku będę musiała nadrabiać cenne sekundy. Po kłopotach z wyprzedzaniem, doganiam "moją" grupę. Niestety, na kolejnym odcinku z pociągu odrywa się ostatni wagon;) Gonię dalej. Byle załapać się znowu do pociągu, bo ileż tak można w 5. strefie. Udaje mi się po raz drugi, ale na nawrotce nogi jakieś sztywne, ciężko mi się zebrać, znowu ich gonię. Na początku trzeciego (ostatniego) okrążenia znowu dochodzę ten pociąg z moimi rywalkami, i tuż za zakrętem najeżdżam na liściastą gałązkę, która zabiera się w szynie na przejażdżkę. Czuję tą gałązkę, szybki wniosek: muszę ją usunąć. Kilkanaście metrów bez przebierania nogami = strata. Za duża, już ich nie dogonię. Ale nie o to chodzi, wiem, że nie mogę teraz odpuścić i za wszelką cenę walczę o każdą sekundę. W tym momencie wymaga to sporego wysiłku i koncentracji.
Samotna pogoń za pociągiem (c) wacekczdk
13:21 Za metą rzucam się na trawnik. Wolontariuszki z medalami stoją nade mną i nie wiedzą, czy wieszać mi medal na szyi, czy ratować;) Po minutce wracam do życia, jedziemy się przebrać. Pozostaje już tylko zjeść posiłek regeneracyjny i czekać na wyniki. Nie jestem ze swoich występów zadowolona, usprawiedliwiam się przeziębieniem.
15:45 Ostatnio intuicyjnie unikam produktów mięsnych, jednak ze smakiem zjadam posiłek regeneracyjny w postaci kiełbaski z grilla. Są wreszcie wyniki - pędzimy sprawdzić. Moje nazwisko wysoko... wygrałam:) I to o 3 sekundy, czyli naprawdę warto było walczyć do ostatniego metra!  Aż zapomniałam o przeziębieniu z tej radości:)
Upominki na loterię:) (c) CKiS
16:36 Dekoracje dopiero po biegu głównym (na 13,5km), poprzedzone losowaniem dla uczestników. Mi się trafił zestaw kosmetyków i koszulka. Ilość skrzynek z upominkami od sponsorów zrobiła na mnie wrażenie, chyba nikt nie wyjechał z Facimiechu z pustymi rękami:) Ilość pucharów równie oszałamiająca. Zaskoczyło mnie, że startujący w Trójboju byli klasyfikowani również w poszczególnych konkurencjach. Tym sposobem, za trzy starty tego dnia (i to takie króciutkie), otrzymałam aż 4 puchary:) W tym jeden z wkładką - zaproszeniem do salonu kosmetycznego:)
Dziewczyny z KKSW z pucharami (c) WojtekS
18:55 Ten największy puchar, za zwycięstwo w Fochathlonie, nie mieści się na półce z medalami. Kolekcja rozszerzyła się na drugą półkę;) To był naprawdę fajny dzień! Organizatorzy zadbali o uczestników (widać, że zajmowały się tym osoby, które  same biorą udział w zawodach), a do tego pokazali, że da się w tych trudnych czasach pozyskać sponsorów. Dziwi mnie, że nie było tłumów uczestników (wyszło nam, że na 1 zawodnika przypadała 1 osoba z obsługi), a za symboliczne wpisowe (trójbój: 20 zł) były dyplomy, medale, puchary, grill, przygotowane parkingi, oznaczone trasy, łakocie, depozyty, pomiar czasu, upominki i nagrody. Wszyscy z krakowskiej ekipy KKSW stali dzisiaj na podium!
* nazwa imprezy "Pokonaj Focha" jest skrótem od trzech miejscowości, na terenie których odbywały się zawody – tj. POzowice, Facimiech, OCHodza