wtorek, 25 czerwca 2013

97. dzień: 0 km. Przerwa - początek

Kolekcja tygodnia - zamiast medali:/ (c) 250dni

Przerwę w realizacji projektu zarządzili lekarze. Poważny stan zapalny ścięgien podudzia, a dokładniej ścięgien prostowników stopy. W wyniku przeciążenia. Mam nogę jak słoń:/ Nie będę ukrywać, że szczęśliwa z tego powodu to ja nie jestem, i nie chodzi tylko o niemożność założenia pantofelków na obcasie;) Ech, nie  ma co tu się rozpisywać, dramat i tyle, trafiło w sam raz na planowany precyzyjnie "szczyt formy"...

niedziela, 23 czerwca 2013

99. dzień: 42 km. Maraton dwupasmowy

Instrukcje na Radziejowej. (c) 250dni
Elastyczność. To nasze słowo dnia. Bo chociaż napaliliśmy się na przejście właśnie dzisiaj najbardziej wypasionego szlaku w Tatrach, to pod wpływem najświeższej prognozy pogody na niedzielę zamieniliśmy Orlą Perć na Szczawnicę i szczyty wokół niej. Nie mieliśmy planu "na sztywno", na każdym etapie naszej trasy podejmowaliśmy decyzję: czy schodzimy na dół, czy walczymy dalej. A pytanie wracało wielokrotnie: warunki pogodowe się zmieniały, czas płynął szybko, kontuzja nie dawała mi o sobie zapomnieć.

Szlaki beskidzkie we mgle. (c) 250dni
Pogoda. Nie minęło nawet pół godziny od wyjścia od auta, jak trafiliśmy w oko cyklonu pogodowego. Burza z deszczem totalnie nas sponiewierała. Przeciwdeszczowe wyposażenie nie pomogło. Kiedy dotarliśmy do schroniska pod Bereśnikiem, mokre miałam nawet kanapki w plecaku (zafoliowane!). Później krajobraz zdominowała mgła, która popołudniu zamieniła się w mżawkę i znowu deszcz. Na ostatnich kilometrach premia za wytrwałość: cudownie ciepłe, pomarańczowe, wieczorne słońce i widoki jak z bajki.

Fotka - break:) (c) 250dni
Czas. Najlepsze w tej wycieczce było poczucie, że wykorzystaliśmy jeden z najdłuższych dni w roku naprawdę na maxa, wycisnęliśmy jak cytrynę Startowaliśmy ze Szczawnicy już 7:15 rano. Mając świadomość zapasu czasu, nie zwracaliśmy uwagi na to, ile trwają postoje na popas i odwiedziny schronisk. Był czas na zachwycanie się widokami, fotki, jagódki, poziomki, a nawet zgarnęłam kilka borowików - będą z tego ze dwa obiady;)

Na szlaku. (c) 250dni
Trening. Po ucieczce przed burzą, ociekając z wody w pierwszym schronisku, byłam taka zła z bezsilności... 8 rano, a mamy wracać do domu? Jak w takich warunkach przetrwać chociaż te kilka godzin treningowych? Spróbujmy dotrzeć do kolejnego punktu, przecież zawrócić / zejść do doliny zawsze można... I tak nam wyszedł dystans: 42 km po górach. Suma przewyższeń: ponad 1700 m. Tempo: bardzo zróżnicowane, niestety bez biegania - nie dałam rady przez tą kontuzję moją, w ogóle dziwnie się poruszałam. Na odcinkach pod górkę, nawet tych ostatnich, nie odpuszczaliśmy, serducho pracowało:) Ogromna różnica pomiędzy czasem ruchu (jakieś 8 godzin) a czasem całkowitym - to te liczne przystanki. 

Góry. Wymyślona przeze mnie pętla zaczyna się i kończy w Szczawnicy. Bereśnik, Dzwonkówka, Skałka, Przechyba, Radziejowa, Wielki Rogacz, Obidza, przeł. Rozdziela, Wysoka, Durbaszka, Szafranówka, Palenica. Po drodze schroniska: pod Bereśnikiem, Przechyba, na Obidzy (nieczynne). Teoretyczny czas przejścia: 14 i pół godziny według szlakowskazów. Dwa pasma górskie: Beskid Sądecki i Pieniny, z ich najwyższymi szczytami, w jeden dzień:)

Salamandra. (c) fotomike
Natura. O dźwiękach ptaków pisać nie będę, bo tego się nie da opowiedzieć. Delektowałam się nimi tyle godzin, aż sama sobie zazdroszczę:) Mieliśmy też mini przygodę z szalonymi zającami, które wbiegły wprost na nas, jeden ominął mnie ekstremalnym susem po łuku w odległości zaledwie kilkudziesięciu cm... Przygoda trwała niecałą minutę, Michał zdążył ocenić zagrożenie tzn. podejrzewał zające o wściekliznę, a ja zdążyłam pożałować, że nie nagram tego ani nie zrobię fotki...

Przystanek na popas:) (c) fotomike
Wyposażenie. Mieliśmy odpowiednio napełnione plecaki: izotoniki, kanapki, banany, a nawet kabanosy:) Do tego zapasowe skarpety, koszulki, bluzy, foliowe torebki. Ciężkie buty. Jak rasowi turyści;) Dzięki tym wszystkim drobiazgom, kaprysy pogody udało się znieść na tyle komfortowo, na ile było to możliwe:)
Wieczór w Pieninach. (c) 250dni

Na koniec. Byliśmy tak brudni od błota, że na podróż powrotną trzeba było rozłożyć na siedzeniach folię nrc. Skarpety można było wykręcać z wody. Ale nie czuję zmęczenia, wprost przeciwnie!

Ten dzień na pewno zaliczę do pierwszej dziesiątki moich najlepszych wycieczek górskich:)

sobota, 22 czerwca 2013

100. dzień: 0 km. Nadeszła chwila na pstrąga z grilla

Pstrąg przed grillem;) (c) TerazPstrag.pl
Upały w mieście są nie do zniesienia. "Na szczęście" sporą część dnia spędziliśmy w klimatyzowanym samochodzie;) Wieczorem teoretycznie miał być czas na trening rolkowy, po niezbyt długim rozpatrywaniu wątpliwości dotyczących jego sensu zdecydowałam odpuścić sobie jakąkolwiek aktywność, ze względu na:
          A. kontuzję, objawiającą się dzisiaj oprócz bólu (ale tylko tak chwilami) lekką opuchlizną,
          B. zaproszenie na grilla, na którego już od dawna czekaliśmy,
          C. zaplanowany na jutro nasz atak na Tatry.
Wszystkie powyższe odpowiedzi są prawidłowe:)

Ps. Pstrąga ostatecznie na grillu nie było, w ogóle wszystkie ryby ze sklepu wykupione, a o zaletach pstrąga można wiele się dowiedzieć tutaj.

piątek, 21 czerwca 2013

101. dzień: 9 km. Dzika Rudawa i kontuzja

Nie od dzisiaj wiadomo, że trening trzeba nieustannie modyfikować. Realizując tą zasadę, postanowiłam co nieco pozmieniać:) Po pierwsze, zwykle trenuję rano, a upały w ostatnich dniach wymusiły nietypowe dla mojego planu, bardzo późne wieczorne treningi; dzisiaj dało się wyjść na bieganie dopiero po 20. Po drugie, w piątki, kiedy przypadają treningi regeneracyjne w 1. strefie, jakoś do tej pory nie wpadłam na pomysł, aby zrealizować taki trening biegając. Dlaczego nie? I po trzecie wreszcie, biegnąc ścieżką wzdłuż Rudawy, biegałam zawsze jej północnym brzegiem, więc dzisiaj sprawdziłam, jak wygląda ścieżka na wale po drugiej stronie. A wygląda dziko:) Trawy sięgały mi miejscami do ramion! To musiało dość śmiesznie wyglądać, kiedy kicałam przez te krzaczory, nie widząc nawierzchni, ukrytej w gąszczu. Ale było fajnie:)
Najdzikszy fragment wału wzdłuż Rudawy. (c) 250dni

A właściwie byłoby fajnie, gdyby nie kontuzja. Kiedyś to się musiało zdarzyć. Skutków ostatniego szlifowania asfaltu nie liczę, bo to tylko stłuczenia. Teraz zdarzyło się coś dziwnego. Zdarzyło się chyba wczoraj na rolkach, nawet nie wiem dokładnie w którym momencie. Dzisiaj musiałam zweryfikować swoje wczorajsze bolesne wrażenie, czy  to jest kontuzja, czy tak mi się tylko wydawało... Dzisiaj podskórny ból w okolicach górnej krawędzi buta rolkowego wrócił niespodziewanie, zmuszając mnie do skrócenia przebieżki...

czwartek, 20 czerwca 2013

102. dzień: 37 km. 3 w 1

Tak zaczęłam trening... (c) 250dni

Dzisiejszy tytuł "3 w 1" wynika banalnie z faktu, że zdarzyły mi się dzisiaj trzy aktywności na rolkach.

Pierwsza aktywność, to trening na wysokich obrotach na trasie wzdłuż Księcia Józefa. Zaczęłam jednak od tego, że pozamiatałam najbardziej zanieczyszczony kawałek trasy. Co by się nie potknąć przy tych sprintach na jakimś kamyczku:) 
Bo dzisiejszym treningiem był WA2B, opisany przeze mnie tutaj. Rozgrzewka, błyskawiczny trening - poszło sprawnie, wsiadam w auto i jadę... na kolejny trening:)

Sweet focia;)? (c) 250dni
Druga aktywność, to trening techniczny na parkingu pod stadionem Wisły, gdzie spotykamy się tradycyjnie w czwartki. Jakoś nie mogłam się skupić na ćwiczeniach typu slalomy między pachołkami, zamiast nich potrenowałam elementy techniki i postawy, jeżdżąc tam i spowrotem wzdłuż ulicy Reymana (jest zamknięta dla ruchu samochodów). Jeździ się wzdłuż budynku stadionu z dużymi witrynami, co pozwala obserwować własną postawę podczas jazdy:)

Cała jezdnia dla nas! (c) NaRolkach.pl
Trzecia aktywność, to nasz - czwarty już w tym sezonie - nightskating "Kraków, rolki i my" czyli przejazd na rolkach przez miasto, organizowany przez KKSW
Trasa Kraków, rolki i my! (c) 250dni
Super trasa, możliwość przejechania się przez 3 czy nawet 4 pasy jezdni na Alejach, przez czerwone światła - bezcenne:) Były też wiadukty i mosty:) I rekordowa frekwencja, stosownie do rekordowych upałów. Za każdym razem trasa jest zmieniana, tym razem odwiedziliśmy Kazimierz. Fotki można znaleźć tutaj i tutaj.


środa, 19 czerwca 2013

103. dzień: 14 km. Wzdłuż Rudawy

Pachnące jaśminowce. (c) LeroyMerlin
Po całym dniu pracy i wielu godzinach podróży samochodem, nie ma to jak pobiegać sobie troszeczkę, prawda?:) Pomimo nie najlepszego obiadu w żołądku (jedzenie poza domem...), żaru lejącego się z nieba, comiesięcznych dolegliwości... Te "przeciwności losu" sprawiły co najwyżej, że nie miałam ciśnienia co do wyrobienia założeń treningowych: tętna, dystansu czy tempa biegania. Po prostu postanowiłam sobie przebiec całą ścieżkę wzdłuż Rudawy, od Błoni do końca. Jedynym celem było znalezienie końca tej ścieżki;) No i dotarłam tam, niedaleko za przecięciem ulicy Zakliki z Mydlnik i za torami kolejowymi znajduje się stacja uzdatniania wody, ogrodzona.  
 
A im dalej, tym lepiej mi się biegło...
Takie bieganie lubię najbardziej. Nie - treningowe, można by powiedzieć. Swobodnie cieszyłam się napływającym wraz z wiatrem i późną godziną chłodem. Płuca wypełniały się powietrzem przesyconym zapachami roślin, wśród których zidentyfikowałam przede wszystkim jaśmin.
Żadnych wyścigów, tylko ścieżka i ja:) 
 
Z ciekawostek, to widziałam lisa (już drugi raz w prawie tym samym miejscu, dość niedaleko Błoni). To fascynujące, jak takie zwierzęta odnajdują się w wielkim mieście;)
Ps. Mój garmin dzisiaj oszalał, co można stwierdzić po mapce rzekomo mojej trasy biegu. Dla wyjaśnienia: w rzeczywistości ten trawnik na środku obrazka przebiegłam prostopadle do ulicy Armii Krajowej;)

wtorek, 18 czerwca 2013

104. dzień: 25 km. Interwały Ks. Józefa

W Zakopanym od rana ani jednej chmurki na niebie. Bardzo cierpiałam, siedząc cały dzień w sali szkoleniowej i mając świadomość takich okoliczności pogody na zewnątrz... Ale nie było dzisiaj żadnego górskiego treningu ani nawet spacerku. Od jakiegoś czasu staram się dotrzymać zasady naprzemiennych treningów "1 na 1" (jeden dzień na rolkach, jeden dzień biegowy) - dzisiaj wypadło na rolki, wróciliśmy więc czym prędzej do Krakowa, żeby jeszcze przed zmrokiem pojeździć. Zaskoczę: nie na Kolnej:) Wisła od tej strony nieco nam już się znudziła, przestawiliśmy się na trasę wałem wzdłuż ulicy Księcia Józefa. 
 
Wieczorem było już "tylko" jakieś 26st. Żal mi było czasu żeby zjeść coś konkretnego przed treningiem, żal mi było czasu żeby jakieś fotki porobić (a różowe od zachodzącego słońca chmury nad klasztorem wyglądały cudnie), za to zdążyłam zrobić pełną godzinę interwałów. Nietypowo, bo interwały nie były na czas. Zwykle je robię tak: 8 minut w strefie + 2 minuty odpoczynku, ale tutaj nie byłam pewna, na ile minut mi starczy ten odcinek lepszego asfaltu, więc tylko wyznaczyłam sobie miejsca początku i końca interwału. Wyszło podobnie:) Niecałe 8 minut pracy na mniej więcej 1,5 minuty odpoczynku.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

105. dzień: 14 km. Sarnia Skała


Po niedzielnych długich treningach zabrakło czasu na odpowiednio długi, regeneracyjny sen, bo już o 9. rano trzeba było zameldować się (służbowo) w Zakopanym. Uwielbiam tu przyjeżdżać, ten urok upadającego kurortu z turystami, którzy nie wiedzą co z sobą zrobić - naprawdę coś w tym jest, takiego przyciągającego i sentymentalnego zarazem;)
Ściana Giewontu. (c) 250dni

A Sarnia Skała to idealne miejsce, jeśli nie mamy zbyt wiele czasu na wycieczkę / spacer / trening, np. tak jak my dzisiaj - dopiero pod wieczór. Wyjście na szlak jest wprost z Zakopanego (od ul. Droga do Białego), nie trzeba przemierzać kilometrów asfaltem, żeby dotrzeć "w góry". 
Fragment panoramy z Sarniej Skały. (c) 250dni

Trasa Dolina Białego - Sarnia Skała - Dolina Strążyska to pętla o długości ok. 11 km, i jest to taka tatrzańska pigułka: mamy tu urocze przełomy górskich potoków, zielone pachnące dolinki, strome ścieżki (patrz profil!), widowiskowe panoramy, jest i wodospad Siklawica, i owieczki wypasane na polanie, i nawet górski punkt gastronomiczny czyli Herbaciarnia na Polanie Strążyskiej. 

Sarnia Skała dzisiaj została przez nas potraktowana ekspresowo - treningowo. Na całą pętlę, wraz z dojściem do szlaku, podziwianiem widoków i wodospadem, nie zeszły nam nawet 2 godzinki (według szlakowskazów - jakieś 4 godz.). Zastanawiając się, jak oznaczyć ten trening na garmin connect, doszłam do wniosku że były to ćwiczenia: siłowe (bo podejścia po kamieniach) i techniczne (bo zbiegi ścieżkami)  ze szczególnym uwzględnieniem propriocepcji. Propriocepcja - gdzieś ostatnio zoczyłam to słowo i bardzo mi się spodobało, więc postanowiłam je użyć;) 
Ścieżka Pod Reglami. (c) 250dni

Co ciekawe, nie byliśmy w tych okolicach i o tej porze jedynymi biegaczami:) Tylko niedźwiedzi tym razem nie spotkaliśmy, ale... to wątek na inną opowieść;)
Ostrzeżenie przed niedźwiedziami... (c) 250dni

Niestety ze względu na ukształtowanie terenu (głębokie doliny) mój Garmin miał dzisiaj trochę problemów z gps'em, kilkakrotnie sygnalizował mi rozłączanie. Na wykresach widać błędy, na szczęście zdarza mu się to bardzo rzadko.

A po tych wszystkich wyprawach / spacerach / treningach / biegach polecam udać się do restauracji Dobra Kasza Nasza na Krupówkach. Kulinarny temat przewodni czyli kasza (gryczana, perłowa, jaglana) to unikat, zwłaszcza w tej lokalizacji! Co najważniejsze jest przepysznie i zdrowo, a do tego ceny przystępne i ładnie. No, to poreklamowałam;)



niedziela, 16 czerwca 2013

106. dzień: 121 km. RR czyli double trening rolki & rower

Puszcza zaprasza:) (c) 250dni
Chciałam zatytułować relację z dzisiejszych treningów "żubry, sarny i kleszcze": żubry, bo przejeżdżałam w pobliżu Ośrodka Hodowli Żubrów w Puszczy Niepołomickiej; sarny, bo widziałam mnóstwo ich tropów na drodze technicznej wzdłuż autostrady A4; kleszcze, bo wokół Puszczy Niepołomickiej porozwieszane są tablice ostrzegające przed nimi, a popołudniu przejeżdżałam przez Kleszczów. 
Sarny, czy znowu Podkowa;)? (c) 250dni
No, ale skoro nie widziałam tak właściwie żadnego z tych zwierzątek... Tak zoologicznie podchodząc do dzisiejszych wycieczek, to widziałam stada koni (przejeżdżałam obok dwóch stadnin), polującego ptaka - drapieżnika, i włochatą gąsienicę - giganta. Ale nie o tym miało być.
Tablica informacyjno-ostrzegawcza. (c) 250dni

Ostatni w tym cyklu przygotowań tak długi trening rolkowy. Nie mógł się odbyć nigdzie indziej, jak w Puszczy Niepołomickiej. Tym bardziej, że dzień zapowiadał się gorący - a Puszcza oprócz kilometrów dobrego asfaltu ma też tą zaletę, że upalna pogoda tam tak nie dokucza, jak w mieście. Do południa prawie pusto, dopiero później na trasach w Puszczy zrobiło się gęściej od rowerzystów, spacerowiczów, biegaczy i rolkarzy.

Trasa techniczna A4. (c) 250dni
Dobrze mi się jeździło, urozmaicałam sobie prędkość i tętno, dokładając elementy techniczne. Wyszły mi już uszami te ćwiczenia techniczne, jak na 58. km zaliczyłam niezły szlif. Pierwszy w tym sezonie, a dopiero co sobie pomyślałam, że jeszcze się w tym roku nie wywaliłam na rolkach;) I żebym chociaż mogła przeklnąć na jakąś złośliwą szyszkę albo podstępny kamyczek - nie, sama sobie nogę podcięłam drugą rolką;) 
 
Żeby mi się nie zachciało zbyt szybko wracać, miałam ze sobą camelbaka wypełnionego rozcieńczonym izotonikiem (to już chyba nie był izotonikiem...), banana (zjadłam na  26. km) i żelka (zjadłam na 57. km). A w aucie czekały kanapki i makarena:) Odwiedziłam wszystkie asfaltowe alejki w Puszczy, większość dwukrotnie. Polecam nowy odcinek drogi technicznej wzdłuż A4, niezbyt długi (będzie dłuższy!), ale nic tam nie jeździ i jest już posprzątane!
Jurajski Szlak Orlich Gniazd. (c) 250dni

Po powrocie do domu i odnowieniu glikogenu, doszłam do wniosku, że przecież nie będę całego popołudnia siedzieć w domu, trzeba by się gdzieś ruszyć;) Dopiero co wczoraj pisałam, że rower zarasta kurzem, więc długo nie namyślając się otworzyłam mapę okolic Krakowa i wybór padł na Jurajski Szlak Rowerowy Orlich Gniazd, kierunek: interesująco brzmiące Kleszczów i Brzoskwinia. 

Widoki gdzieś w Kleszczowie. (c) 250dni
Szlak jest mocno zróżnicowany: od stromych ścieżek, przez polne drogi i leśne dukty, do ulicznych odcinków. Mnóstwo czasu zmarnowałam zastanawiając się na większości krzyżówek i rozwidleń dróg, którędy dalej, mapę wyciągałam z plecaczka chyba ze sto razy. W Brzoskwini obraziłam się na ten szlak i postanowiłam wymyślić inną drogę powrotną. 
Dolina Brzoskwinki. (c) 250dni

Przejechałam Doliną Brzoskwinki (to taki strumyk) na drugą stronę autostrady, aby odnaleźć szlak rowerowy "Greenway" (R-4) i nim dotrzeć do Krakowa. 
Są specjalne szlaki dla NW :/? (c) 250dni

Szlak znalazłam, aby go wkrótce zgubić... Usprawiedliwiam swoje gapiostwo tym, że to się zdarzyło poza obszarem mojej mapy;) Już mi było wszystko jedno, byle wrócić w znajome okolice, więc jechałam asfaltem. 
Po drodze co chwila natrafiałam na taśmy i oznaczenia po Skandia Maraton sprzed kilku tygodni. A na koniec zachciało mi się czekolady na gorąco, więc przedłużyłam trasę, podjeżdżając na Orlen. 
 
Z dzisiejszego dnia szczególnie sobie zapamiętam obłędny zapach Puszczy, drzew iglastych i leśnej ściółki rozgrzanych słońcem. A także magicznie piękne, niekończące się wzgórza polne, kolorowe od chabrów w okolicach Brzoskwini. I tak właśnie wyszło prawie 77 km na rolkach i ponad 44 na rowerze oraz zużycie ponad 5 tysięcy kalorii.
 
Chyba wreszcie się trochę zmęczyłam:)?

sobota, 15 czerwca 2013

107. dzień: 19 km. Zabawy biegowe & Bieg o Podkowę

Na stronie Sklepu Biegacza natrafiłam na informację o treningach, więc wybrałam się w ten sobotni poranek aby sprawdzić, czego mogę się nauczyć i dowiedzieć o treningach biegowych. Trafiłam wyśmienicie, bo dzisiaj odbywały się "zabawy biegowe". To był bardzo urozmaicony trening! Szczególnie spodobały mi się ćwiczenia na bieżni - nigdy nie biegałam po bieżni, ani nie robiłam takich ćwiczeń;) A na pewno przydadzą mi się do poprawy techniki, siły biegowej i ogólnie koordynacji. 
Zabawy biegowe w Parku Jordana. (c) 250dni
Na koniec treningu, w ostatnim powtórzeniu ostatniego ćwiczenia udało mi się osiągnąć tętno 175, czyli 4.7 strefy. Do tej pory podczas moich krótkich interwałów osiągałam172, a wynik 175 lub więcej zaliczyłam: na każdym finiszu moich wyścigów biegowych, podczas krótkiej próby biegania w zeszłym roku, podczas testów LT, a na treningu - tylko raz, przy dwuminutowych interwałach 2 dni temu. Jeszcze nie wiem, co zrobić z tym odkryciem;)
Godzina wspólnego treningu minęła w mgnieniu oka! Było bardzo sympatycznie, na pewno wybiorę się jeszcze na takie "zabawy biegowe":) Po treningu usłyszałam, że nie wyglądam, jakbym była początkującym biegaczem. To chyba komplement;) Szkoda jednak, że nijak się to ma do mojej prędkości, zwłaszcza kilka godzin później...
Tędy przebiegała nasza trasa;) (c) 250dni
Drugi trening, czyli Bieg o Podkowę, dopiero po obiedzie. Słonko zaczęło mocno przygrzewać. Ze startu jestem niezadowolona, więc nie będę się rozpisywać. Nie byłam nawodniona i nie miałam ze sobą picia, cholernie bolał mnie brzuch (od truskawek?) i ramiona (od czego?). A klątwa niskiego tętna trwała...
Zbieg od Fortu Mydlniki. (c) 250dni
Fakt, że tego startu nie potraktowałam jako wyścig lecz treningowo, nie tłumaczy wszystkiego; bo jak wytłumaczyć to, że na podbiegach, mając zaledwie 3.0 - 3.5 strefy czułam się tak, jakby to było pierwsze w życiu bieganie pod górkę?!? Większość trasy biegłam tuż za dziewczyną - przepraszam koleżankę że tak się uczepiłam;) - obrałam sobie za cel dotrzymanie jej kroku, bo nie miałam innych motywacji.
Widok na Lasek Wolski z trasy. (c) 250dni
Plusy biegu: pobiegłam. To nie żart - gdyby nie wyznaczona godzina, nie wyszłabym w ogóle na trening. Przetestowałam nowe spodenki. Biegłam wyjątkowo równym - jak na profil trasy i na mnie - tempem (to dzięki dziewczynie przede mną). Tyle. 

Widok na... Widok:) (c) 250dni
Znowu na biegu koleżeńskim nieźle się uchlapaliśmy błotem - może to już będzie taka tradycja?;) Jak już doczyściłam samą siebie, a potem swoje buty, to nawet wannę trzeba było szorować;)

Przed startem - sporo nas:) (c) KKB Dystans
Chciałam zrobić fotkę ciasta, które upiekłam na bieg, niestety zanim się zorientowałam, blachy zostały wyczyszczone. Nawet papier do pieczenia spod ciasta nie został, biegacze chyba bardzo głodni;) A ciasto było drożdżowe z rabarbarem i truskawkami. 

Na pocieszenie po całym dniu, upiekłam sobie wieczorem zapiekankę: owoce pod lekko słodką białkową pianką:) 


Wyniki i fotki mają być na forum maratonypolskie.pl. Galeria od organizatorów tutaj.

piątek, 14 czerwca 2013

108. dzień: 24 km. Przechadzka & przejażdżka

W dzień odpoczynkowy wyszło całkiem sporo kilometrów, przypadkowo;) Ale się nie przemęczałam. Przechadzka miała na celu obejrzenie trasy jutrzejszego Biegu o Podkowę. Trasa urozmaicona, zielona i pachnąca. Po zeszłotygodniowych ulewach zostało kilka kałuż i błoto - niespodzianka po zbiegu;) Zapowiada się ciekawie:) 
Takich śladów jest tu mnóstwo! (c) 250dni
Ciekawe czy konie też spotkamy?;) (c)250dni

Dla potwierdzenia, że nazwa biegu nie jest od czapy, załączam najświeższe fotki:) 


Ps. dla wrażliwych: proponuję zabrać wysokie skarpety;)



Przejażdżka natomiast miała na celu trening techniczny. Oczywiście na rolkach, bo rower od półtora miesiąca obrasta kurzem. Asfalt na wale wzdłuż Ks. Józefa nadaje się na taki trening w sam raz. Tylko czy ktoś mógłby tu wreszcie pozamiatać, uprzejmie zapytuję?;) Rolki po kolejnej godzinie tego samego wciąż ćwiczenia jakby odrobinę bardziej mnie słuchają... Niemniej jednak trening kończyłam zrezygnowana, chyba nigdy nie nauczę się ładnie jeździć, a stąd już całkiem niedaleko do wniosku, że to w ogóle nie jest sport dla mnie;) 
Widok na Klasztor Bielany, Lasek Wolski i Przegorzały (c)250dni