wtorek, 24 września 2013

6. dzień: 33 km. Zostały godziny

Ciężko skupić się na pracy, kiedy do sobotniego startu w Berlinie zostało już tylko kilkadziesiąt godzin. Już nie liczymy miesięcy, tygodni. Godziny.
Rankiem obudził mnie dawno nie słyszany śpiew ptaków za oknem, co oznacza dobrą pogodę. Dzień zaczęłam więc od zaległej (z wczoraj) przejażdżki rowerowej. Bardzo dobry moment, żeby zebrać myśli. Co jeszcze dokupić przed wyjazdem, na przykład;)
Bezsensowne wykresy z Kolnej
Uzupełniłam zapasy w lodówce. Po dłuższych poszukiwaniach, udało mi się nabyć białą koszulkę techniczną, bez żadnych napisów. Na Berlin Vital ponoć będzie można sobie nadrukować na przyniesioną koszulkę numer startowy na pamiątkę. Zamierzam skorzystać z tej oferty i obnosić się potem z tym na startach;) Kolejny dylemat - ile wziąć ze sobą gotówki. Wydrukowanie rezerwacji do Hostelu. Uzgodnienia co do harmonogramu wyjazdu. W tej kwestii przetworzyłam dzisiaj kilkadziesiąt maili... W tzw. międzyczasie udało mi się wyskoczyć na krótki trening rolkowy. Miało być szybko i intensywnie jak na wyścigu, a było do bani, koszmarny wiatr do spółki z wichurą burzową popsuły mi szyki. Tylko się zmęczyłam, a już nie miało być treningów siłowych.
Do tego wszystkiego mam problem z apetytem, już od kilku dni (co przypisywałam przeziębieniu). Zrezygnowałam z wcześniejszego pomysłu zmiany diety na niskowęglowodanową na 10 do 4 dni przed zawodami, taka zmiana mogłaby źle się odbić nie tylko na moim samopoczuciu (tak jak podczas próby na koniec lipca), ale również na wynikach weekendowych startów. Tak czy inaczej, od jutra obowiązuje "ładowanie węglowodanów".