środa, 22 maja 2013

131. dzień: 10 km. + 500 samochodem;)


Czy ten asfalt nadawałby się na rolki?;) (c) 250dni
Wyjazd do Łodzi przypadł na środę, więc znowu trzeba było poprzestawiać treningi w układzie tygodniowym. Podróżowanie samochodem było kiedyś dla mnie najlepszym czasem na zamyślanie się. Od pewnego czasu mam coś lepszego: bieganie!

Po drodze przypomniałam sobie, że to właśnie w Łodzi robiłam swoje pierwsze treningi biegowe. Był koniec stycznia. Najpierw biegałam wzdłuż ulicy bo (chyba) ścieżce rowerowej z centrum na Widzew, dopiero później odkryłam Park Piłsudskiego. Z ciekawością zobaczyłabym teraz, jak wygląda letnia wersja nawierzchni, po których wtedy truchtałam:)

Tym razem to nie trasa tyniecka;) (c) 250dni
Nie czułam się dzisiaj najlepiej i wracając, już właściwie pogodziłam się, że nie zrobię żadnego treningu. Ale przypomniałam sobie taki tekst znajomego: "jak mnie coś boli, to idę pobiegać". Pomyślałam: to przecież idealny moment na sprawdzenie takiej koncepcji biegania:)

Widoczek z wieczornego biegu. (c) 250dni
Muszę przyznać, że wciąż ciężko znoszę treningi biegowe w 4 strefie. Czekam na sygnał końca interwału jak na zbawienie, i zawsze czekam za długo;) Jednak nie odpuściłam, i zrobiłam ostatecznie więcej niż minimum, które założyłam przy wychodzeniu z domu. Jestem w miarę zadowolona z prędkości, jak na profil terenu  / dzień / zmęczenie. Tylko poziom tętna na interwałach powinien być wyższy. Może powinnam więcej startować? bo inaczej ciężko mi się zmotywować do wyższych stref...