środa, 29 maja 2013

124. dzień: 20 km. Trasa tyniecka i jeszcze dalej

Trasa tyniecka cd. (c) krakow.gazeta.pl

Wiedziałam, że tak będzie. Jeden dzień odpuściłam, i już jakby wypadłam z rytmu treningowego, tak ciężko było się dzisiaj zebrać i wyjść na bieganie. Pomimo spania do 8:30 (!), wstałam zmęczona: śniły mi się koszmary o zawodach biegowych;) Udało się wyjść na trening dopiero pod wieczór. Michał dzisiaj jeździł na rolkach, więc pojechaliśmy na Kolną.
Pobiegłam trasą tyniecką nie w stronę centrum Krakowa, lecz w drugą stronę - w kierunku Tyńca i dalej, na Skawinę. Biegłam, trzymając się wału przeciwpowodziowego wzdłuż Wisły. Można biec po wale, w pobliżu jest też sporo dróg terenowych, które biegną poniżej wału i przecinają go. Trasa bardzo mi się spodobała, jest idealna na długie, samotne, spokojne biegi. Niewielkie różnice wysokości. Ścieżka jest bardziej wydeptana / wyjeżdżona rowerami na odcinku od Kolnej do Tyńca, a im dalej, tym bardziej wąska i zarośnięta. Bez długich getrów lub wysokich skarpet się nie obejdzie.
 
Trening bardzo udany, jestem zadowolona z równiutkiego tempa i tętna. Tylko trzeba było cały czas uważnie patrzeć pod nogi, nawierzchnia jak to na ścieżkach terenowych nie jest zbyt równa.
Tam, gdzie zawróciłam, trasa po wale bynajmniej się nie kończy (już mnie korci, żeby sprawdzić, dokąd dalej prowadzi). Ale wypadła połowa czasu treningu. 

Oto źródło pysznego miodu:) (c) pszczelipark.pl


Bieg uprzyjemniały łagodne promienie zachodzącego słońca. Pokropił przelotny deszczyk, który z traw i krzaków przedostał się w ogromnej ilości do środka moich butów. Chlupotanie przy każdym kroku musiałam zagłuszać muzyką;)
Po deszczu cudownie pachniały kwiaty robinii akacjowej, zwanej potocznie akacją. To z nich robi się ten pyszny miód:)