niedziela, 2 czerwca 2013

120. dzień: 20 km. Próba biegania po górach nr 2

Start i meta: Krowiarki. (c) 250dni
Najpierw trochę pomarudzę, bo nic się nie kleiło w kierunku udanego niedzielnego treningu. Ani wczorajsza mało sportowa "dieta", ani niedobory snu (znowu!), ani prognoza pogody z opadami i burzami... I chociaż każdy z tych czynników nam poprzeszkadzał dzisiaj, to trening był naprawdę wyśmienity. 

Na cel wybrałam znany mi szlak z Przełęczy Krowiarki na Babią Górę, dalej granią na Małą Babią, do schroniska na Markowych Szczawinach przez Przełęcz Brona i na koniec niebieskim, spowrotem do Przełęczy. Zalety trasy: niedaleko Krakowa, rewelacyjne widoki, przyjazna nawierzchnia: szlak graniowy wyłożony w większości sporych rozmiarów kamieniami, a szlak ze schroniska w kierunku przełęczy szeroki i łagodny, po drodze fajne schronisko. 830 m przewyższeń. Dystans prawie 16 km. 

 
Daleko jeszcze? (c) 250dni
W tym miejscu muszę opowiedzieć o przezabawnej sytuacji, której byłam świadkiem przy schronisku. Otóż chłopak, który właśnie dotarł do schroniska i wyjmował z plecaka butelkę wody odkrył, że całą drogę niósł w tym plecaku... gaśnicę (na oko jakieś 3 kg), podrzuconą ukradkiem przez kolegów przed wyjściem na szlak;)

Szlak graniowy na Babią (c) 250dni
Od strony treningowej: na podbiegach udało się utrzymać intensywny marsz;) A odcinki płaskie i w dół przebiegłam... no, przetruchtałam, prawie w całości:) Od Małej Babiej zaczął padać deszcz, stąd ostrożniejsze moje nastawienie do zbiegania. Błąd taktyczny: jedno wpadnięcie w kałużę i mam mokre stopy. Tempo aktywności wyszło 8min 59s /km. 

Ponieważ do "mety" dobiegłam pierwsza, i to szybciej niż przewidywałam, przedłużyłam trening biegiem (ponad 4 km) wzdłuż drogi, podobnie jak po wycieczce na Turbacz 2 tygodnie temu. Najbardziej się cieszę z tego, że pierwszy odcinek szlaku z dołu na Babią (700m przewyższenia), który według szlakowskazu powinien zająć 2,5h, a wg mapy nawet ponad 3h, zrobiłam w godzinę i 3 minuty, i to ze średnim tętnem w niskiej, 2 strefie:)

Na Małej Babiej (c) 250dni
Wyposażenie. Bez kijków było ok, mniej elementów do skoordynowania;) Długi rękaw i bluza na zmianę były ok. Adidaski-nie-na-góry objawiły dzisiaj swoją (chyba jedyną) zaletę, mianowicie nie ślizgały się nic a nic. Dzięki camelbakowi z izotonikiem nie traciłam czasu, zatrzymując się na picie. Na trasie korzystałam z zabranych pyszności, takich jak miód w porcjach, banany i słodkie mleczko w tubce;) 
Jeszcze wyżej?;) (c) fotomike
Tylko kurtka przeciwdeszczowa zawiązana wokół bioder trochę przeszkadzała, albo gniotła mnie w żołądek, albo spadała. 
Tu przypomina mi się opowieść mojego brata, który podczas Silesia Maraton 2 lata temu, przebiegniętego w deszczu nie mógł skupić się na tempie czy wyniku, ponieważ cały czas miał wrażenie, że spodnie nasiąknięte od deszczu.. zaraz mu zjadą z tyłka; do mety myślał tylko o tym, poprawiając je co kilka kroków;)

A w schronisku były do kupienia medale za zdobycie Babiej Góry:)