poniedziałek, 10 czerwca 2013

112. dzień: 2 km. Bieg Rzeźnika: wywiad z Ryśkiem Machlowskim

Połowę poniedziałku wracaliśmy z Dijon, a drugą połowę odpoczywaliśmy, bardziej po podróży niż po Mistrzostwach. Ponieważ nie ma co pisać o treningu, zamieszczam - zgodnie z obietnicą - moją rozmowę z Ryśkiem Machlowskim o jego starcie w X Biegu Rzeźnika w ubiegły piątek, 31 maja.
Rysiek Machlowski ma 50 lat, biega od 20 lat. Reprezentuje Krakowski Klub Biegacza DYSTANS, jest Ambasadorem Festiwalu Biegowego w Krynicy. Na Biegu Rzeźnika startował po raz pierwszy, w drużynie „Żółwiki” z synem Łukaszem Machlowskim, zajmując 154. miejsce w klasyfikacji generalnej z czasem 13h 51min 32s. 


Co sprawia, że Bieg Rzeźnika jest taki wyjątkowy?

Wyjątkowe jest to, że jest to typ biegu orientacyjnego, trzeba umieć poruszać się w terenie.

Ale trasa przebiega w większości szlakami?

I tak trzeba pilnować trasy. Są to wąskie górskie ścieżki, w dodatku uczęszczane przez turystów.

No właśnie, przeszkadzają turyści na trasie wyścigu?

Wręcz przeciwnie! W tym biegu jest pełna mobilizacja. Przy takim dopingu biegnie się jak na skrzydłach.

A co sprawiło, że skusiłeś się na start w Biegu Rzeźnika?

Dlatego, że to całkiem inny bieg. To nie jest bieg indywidualny. Próba nie tylko własnej wytrzymałości czy szybkości. Próba dostosowania się do drugiej osoby, która może nie wytrzymałościowo, ale szybkościowo jest lepsza – sztuką jest połączyć to na biegu.


Czyli praca zespołowa jest kluczowa?

Tak.

No i jak takie bieganie rodzinne wychodzi?

No powiem tak… jest to bardzo nerwowe. Dlatego że inaczej można postąpić z osobą obcą niż z rodziną;)

Byłoby łatwiej, gdybyś biegł z innym partnerem niż własny syn?

Nie było by takiej presji:)

Co jest w Biegu Rzeźnika najtrudniejsze, co sprawia, że tyle osób – w tym roku jedna czwarta zawodników – odpada?

Ludzi pokonuje niedoświadczenie. Ktoś porywa się na słynny bieg nie mając doświadczenia, co góry potrafią zrobić. Tym razem wszystkim bardzo dokuczyło błoto, ale innym razem mogą być to żmije, co w upale będą się wygrzewać na ścieżce. Albo mogą być burze.

A przewyższenia, teren?

Siła z maratonów ulicznych nie ma nic do rzeczy, nic wspólnego do tego terenu. To trzeba podkreślić.

Ponad 3,5 km przewyższeń. Biegnie się cały czas?

Są tacy, co biegną, ale umówmy się, naprawdę nieliczni potrafią tą trasę przebiec. Chociaż nazwa brzmi: „bieg”.

Czyli rozumiem pod górę to raczej intensywny marsz. A w dół to już trzeba zbiegać?

No nie w każdym momencie jest to możliwe. Na trasie było chociażby dużo położonych drzew.

Ponoć to właśnie techniką zbiegania da się wygrać taki bieg?

Tak, zauważyłem po sobie, że sposobem swojego zbiegania zostawiałem zawodników za sobą.

Wywrotki były?

Tak, syn się nawet 3 razy potknął. Ale obyło się bez poważnych kontuzji. Co ważne, gdyby coś się stało, to do kolejnego punktu musiałbym go znieść.

Żeby ukończyć bieg w limicie czasu, trzeba się nieźle wysilić?

Tak, Rzeźnika nie da się zrobić z marszu, ot tak, bez przygotowania.

W takim razie czy jakoś specjalnie się przygotowywałeś do tego biegu?

No powiem tak... specjalnie to nie, bo w zasadzie nie można połączyć dwóch rodzajów przygotowań, do startów ulicznych i jeszcze górskich. Tutaj chciałem się po prostu sprawdzić. Przygotowany byłem, ale… nie do końca. Jedynie, że spakowanie dla pewności zrobiłem na tydzień przed.

To czego zabrakło w tych przygotowaniach?

Przede wszystkim dużego wybiegania po górach.

W ogóle nie biegałeś po górach?

Bardzo mało. Raczej jak już to startowo, nie treningowo.

W trakcie przygotowań, jaki masz tygodniowy kilometraż?

Jak się przygotowuję do startów, to biegam od 100 do 200 km tygodniowo.

W  terenie też?

Przede wszystkim w terenie. Bardzo często biegam Doliną Prądnika, czerwonym szlakiem  w Ojcowskim Parku Narodowym.

Na Biegu Rzeźnika start jest o 3:30 w nocy, czy ciężko było wstać?

Praktycznie nie spaliśmy. Wieczorem po odbiorze pakietów i odprawie, to było już po 22., a o 1. w nocy pobudka, bo trzeba jeszcze na start dojechać. A do tego jak słyszeliśmy w nocy, że pada…

A w tym busie nie można było się zdrzemnąć?

Tu już się nie da, to jest czas na ostatnie omawianie taktyki. Zresztą przed odjazdem jeszcze dostaliśmy „poranną” kawę.

W pierwszych słowach komentarza po Rzeźniku wspomniałeś, że zaczęliście od błędu taktycznego. Jak to było?

Błędem było to, że staliśmy w środku stawki. A pierwszy odcinek trasy do strumienia jest bardzo wąski, nie ma możliwości wyprzedzania. Z drugiej strony, to łatwiej było dopilnować wspólnika, żeby się po ciemku nie zgubić na trasie.

Zawodników obowiązuje bezwzględny nakaz trzymania się od siebie w odległości nie większej niż 100m, którego niedotrzymanie grozi dyskwalifikacją.

Miałem nawet okazję zobaczyć ciekawy sposób prowadzenia partnera: widziałem zawodników, którzy mieli ze sobą smycze, albo przywiązanych sznurkami. Ale nie chciałbym słuchać tych komentarzy obserwatorów po drodze;)

Co się działo po starcie?

Początek jest typowo biegowy, jest to odcinek 8 kilometrów asfaltem. Przed wstąpieniem do lasu, drogę przecina strumień, szeroki na jakieś 2 metry, i miejscami dość głęboki. Przez to ustawia się kolejka biegaczy, którzy chcą przeskoczyć strumień po kamieniach. Tu kolejka, a czas leci. Niektórzy, żeby być szybciej, pokonują ten strumień przez wodę. Ale potem są mokre buty, a do najbliższego przepaku jeszcze kolejne 8 km…

Widziałam na zdjęciach, że niektórzy w tym miejscu zakładają na buty woreczki foliowe.

Jest to jakieś rozwiązanie, ale nie do końca, bo nie ma potem gdzie zostawić tych woreczków.

To też jest wyjątkowe na Biegu Rzeźnika, że zawodnicy są zdyscyplinowani, aby nie zostawiać po sobie na trasie żadnych śmieci.

Tak, to jest teren Parku Narodowego. Każde takie pozostawienie śmieci mogłoby nawet spowodować, że w kolejnym roku bieg się nie odbędzie.

Po trochę frustrującym początku, jak dalej Wam poszło?

Najgorzej było do pierwszego przepaku. Na pierwszym przepaku można było już wziąć kijki.

Jak z tymi kijkami, bo opinie są różne – potrzebne czy niepotrzebne?

Wyrzuciłbym je;) Ale przy tej trasie, gdzie utrudnieniem było spore błoto, gdzie przy podchodzeniu po prostu się zjeżdżało, to jednak ten kijek trochę hamował. W mojej opinii, używanie kijków kłóci się z ideą imprezy biegowej.

Więc gdyby nie było błota, zrezygnowałbyś z kijków?

Raczej bym zrezygnował.

Z czego jeszcze byś zrezygnował?

Z przepaków.

???

Traci się koncentrację. Powodują rozluźnienie. Jeżeli biorę tylko wodę z punktu, to biegnę i jestem skoncentrowany dalej. No ale jak się siada na łące, widzę że inni się przebierają, leżą… to zaczyna się: co ja tu robię? I już koncentracji na trasie nie ma. W dodatku jest moment ostudzenia mięśni, łatwiej potem o kontuzje.

Ale przecież przepaki są potrzebne, chociażby żeby uzupełnić napoje.

Oczywiście. Punkty nawadniania tak, ale żeby coś zostawiać, schodzić na bok na odpoczynek - nie.

To nie jest wygodne, żeby zostawić chociażby czołówkę po pierwszym nocnym odcinku?

Czołówka w zasadzie w ogóle nie jest potrzebna. Początek, chociaż przed świtem, przebiega asfaltem częściowo oświetlonym. A o wpół do piątej robi się widno.

Wracając do przepaków, jak dużo czasu tam spędzaliście?

Nam to zajęło w sumie około godzinę, na tych wszystkich przepakach.

A na trasie, jest czas na odpoczynek?

W pewnym sensie odpoczynek jest. Maszerując, no to jest odpoczynek:)

A na jedzenie, zatrzymywać się?

Według mnie, to lepiej nie zatrzymywać się.

A co mieliście do jedzenia ze sobą?

Ze sobą przede wszystkim batony i żele. Na pierwszym punkcie zostawiliśmy sobie po kanapce. Kanapki od organizatora miały być dopiero na trzecim punkcie.

Kanapki z czym?

Z wędliną, no i konserwa na przepak. Celowo nie zostawialiśmy kanapek zrobionych, mieliśmy przygotowaną taką lodóweczkę swoją.

Ja to bym chyba nie przełknęła kanapki.

Na drugim punkcie to tak szczerze pół kanapki zjadłem, nie szło przełknąć. Byli tacy co jedli do woli, kolega wciągnął cztery. My odżywialiśmy się też kroplówkami, które mieliśmy ze sobą, z płynem fizjologicznym jak i glukozą.

No właśnie, co pić podczas tak długiego wyścigu?

Woda to za mało. Mieliśmy na sucho Isostara w tabletkach, z którymi był notabene problem. Pod wpływem wstrząsów od biegu, tabletki się sproszkowały i zgniotły tak, że nie dało się ani jednej oddzielić i wyciągnąć z tej tuby, no tak się zbiły. Potem tłukliśmy tymi tubkami o barierki…

Ja sobie czasami szykowałam odmierzone porcje proszku Isostara w woreczkach.

To też jest dobry sposób, ale przy tak dużym wysiłku, szukanie tego czy tamtego woreczka w plecaku to jest duży problem.

Jestem wielkim zwolennikiem camelbaków, pewnie dużo osób używa ich na takim biegu?

Tak, ja też miałem. Na starcie jeszcze nie było problemu, bo miałem czas, żeby wypuścić powietrze. Natomiast przy dolewaniu nie było czasu na spuszczenie powietrza, co powoduje przy biegu chlupotanie, i jest to takie denerwujące…  Największy problem to właściwie mieliśmy z tym, ze zostawiliśmy sobie na przepak kroplówkę z glukozą, z tym że nie sprawdziliśmy wcześniej, jak się to rozkręca - wyglądało na zwykłą nakrętkę. A jak się okazało później, nie mogliśmy dać sobie rady z ich otworzeniem. Mieliśmy tylko nożyczki, którymi przebijaliśmy dziurę, żeby przelać płyn do butelek. Przedtem używaliśmy już glukozy w kroplówkach, ale były w innych opakowaniach.

A tych batonów i żeli to dużo zabraliście?

Nawet powiem, że za dużo. W połowie dystansu pragnąłem już do jedzenia czegoś innego, niż tej chemii. Tak naprawdę takie żele bierze się po to, bo… inni mają. To nie pomaga. Powoduje rozstrój żołądka…

Nie pomaga?

Ja bym powiedział, że w takim biegu to nie daje energii. W takim terenie nie da spalać takiego żelka swoją szybkością. To się w żołądku kumuluje. Najlepszy jest kawałek bułki, po tym jest siła.

Ale rozumiem, że nie jesteś całkiem przeciwko żelom?

Nie, absolutnie nie, ale na takim rodzaju biegu bym zrezygnował.

A co najważniejsze, żeby ze sobą zabrać?

Trudno powiedzieć, co będzie potrzebne, a co nie. A trzeba uważać, sam camelbak ważył już 2 kg. Na przykład takie tabletki przeciwbólowe – ja osobiście nie używam, ale lepiej mieć. Nawet nie dla siebie, ale może kogoś spotkam na trasie, może koledze, koleżance będzie potrzebne. Na tym biegu tak trzeba myśleć.

A buty, są potrzebne jakieś specjalne?

Butów bym nie zmienił. Co prawda te przeszły już na emeryturę – straciłem obydwa podpiętki…

W błocie?

Nie, tam są specyficzne skały, ustawione sztorcem do góry. Biegając po tych skałach, rozcina się buty.

A mieliście na zmianę na przepakach buty?

Co niektórzy tak, ja nie preferuję takich rozwiązań. Tu był dodatkowy problem z przepakiem butów, bo mieliśmy nietypowe czipy, takie jak na kostki ale bez rzepa, które nie przechodziły przez sznurówki. Przyczepialiśmy je opaskami zaciskowymi do butów, stąd problem ze zmianą buta.

Jakieś kryzysy na trasie?

Osobiście nie miałem kryzysu, syn miał. Już nie miał siły na zbiegu, ale na szczęście była to końcówka. To znaczy nie całkiem nie miał siły, biegliśmy, ale chcieliśmy złamać 14 godzin, i trzeba było na ostatnim zbiegu bardziej przyspieszyć. Zacząłem się oddalać, ale „lina”  nie naciągnęła się jeszcze do 100 metrów;) Mijałem takich zawodników, których łapały skurcze,  dopytywaliśmy, próbowaliśmy coś pomoc. Spotykałem na trasie takich, co mówili, że nigdy więcej. Na co ja: nigdy więcej dziś, jutro usiądziesz przed komputerem i będziesz szukał następnego biegu;) Byli tacy, co się wracali spowrotem…

To musi być trudna decyzja.

Ale ja nie wiem, co ludźmi kieruje, że schodzą z trasy, nie mając poważnej kontuzji.

A Tobie nie przychodzi do głowy taka myśl „co ja tu robię”?

No różne myśli przychodzą do głowy. Co się po drodze mówi, co się przeklina, dlaczego, i po co… Ale to też pomaga. Bo trzymanie czegoś w sobie na trasie to więcej powoduje szkody. A są i tacy, którzy zajmują się rozmową i planowaniem kolejnych biegów. Byle nie myśleć o tych kilometrach.

Jesteś zadowolony z wyniku, z miejsca?

Zawsze pozostaje niedosyt. Lubię rozpamiętywać, że coś, że gdzieś, gdzie był błąd… Jak na pierwszy raz, jak i nasze doświadczenie, start oceniam na razie dobrze.

No to co byś zmienił na przyszły rok?

Co bym zmienił… na pewno inne miejsce na starcie. Na pewno mniej do plecaka. Punkty były bardziej zaopatrzone, niż myślałem. Dobrze by było wcześniej dokładnie wiedzieć, co będzie na punkcie. No i bez kijków, na pewno.

A co byś poprawił?

Na pewni technikę, jeżeli chodzi o podbiegi. To jest coś, co jest moja piętą achillesową. W naszym zespole było zgranie, ale poprawiłbym to, żeby było jeszcze lepiej. Żeby mniej się trzeba było dopytywać, czy coś potrzeba. No i żeby mniej przebywać na przepakach.

Co najbardziej sobie zapamiętasz z tego startu?

Przepiękne widoki. Było co podziwiać, będąc na szczycie.

Był czas na podziwianie widoków?

Ja zawsze znajduję na to czas. Zresztą, jestem typem wzrokowca, teraz mógłbym w ciemno tą trasę pokonać.

Wybierzecie się w przyszłym roku?

Dostaliśmy zaproszenie, żeby przyjechać.

W takim razie życzę powodzenia na kolejnych startach i dziękuję za rozmowę.