niedziela, 11 sierpnia 2013

50. dzień: 22 km. Dzień Po z długim bieganiem

Na początek dnia... (c) 250dni
Otworzyłam jedno oko o 7 rano, i natychmiast je zamknęłam, naciągając kołdrę na głowę. 3 godziny spania to stanowczo za mało! Po trzech kolejnych wcale nie czułam się lepiej. Chyba nie są to objawy przeziębienia, którego się obawiałam po wczorajszych "interwałach". Zlokalizowałam źródła dyskomfortu w okolicach stłuczonego biodra, oraz w plecach, pod żebrami (?!?). 
Niestety imprezy sportowe w tym tygodniu (środowy Bieg Dla Słonia, wczorajszy nightracing ekiden) kompletnie rozbiły mój cykl dobowy. Wniosek: trzeba unikać wysiłku w ekstremalnej dla mnie porze, czyli pomiędzy 21. a 5. rano. A jeżeli miałabym naruszyć tą regułę, to raczej z rana, niż wieczorem.
Przydały by się dzisiaj Drzwi Do Lasu (c) 250dni
W planie treningowym bieganie w niedziele przypada rano. Błagam, nie dzisiaj;) Wyliczyłam sama-nie-wiem-jak, że trening mogę zrobić najwcześniej o 16. Zdołałam zebrać się 3 godziny później. Już się nawet zastanawiałam, czy mam jakiś dobry pretekst, żeby ten trening po prostu pominąć. Może to, że wszystkie ubrania sportowe są w praniu i nie mam co na siebie założyć;)? Uznałam to za niewystarczający argument. [Jeżeli dyskutuję sama ze sobą już przed treningiem, to nie wróży zbyt dobrze.]
Pierwotnie miało być dzisiaj W2, postawiłam jednak na spokojne wybieganie kilometrów w regeneracyjnej 1. strefie. Może to głupie, ale tak naprawdę to wyszłam pobiegać tylko po to, żeby sprawdzić jak mi pójdzie niespełna dobę po mocnym wysiłku. 
Wrotycz (c) wymarzonyogród.pl
Ponieważ na pierwszych 10km wyszło mi całkiem przyzwoite tempo (które zwykle kosztuje mnie strefę więcej!), zachęciło mnie to do realizacji spontanicznego pomysłu, aby wybiegać dzisiaj najdłuższy kilometraż treningu biegowego. Wmówiłam sobie to jako cel: dobiegać kilometry w 1. strefie, pozwalając sobie na odpuszczenie tempa. Szkoda tylko, że nie wpadłam na pomysł, aby zabrać ze sobą coś do picia:/ 
Podczas biegania zastanawiałam się nad tym, jakie błędy wczoraj popełniłam oraz co należało by poprawić. Może ktoś uzna to za narzekanie i rozpamiętywanie, ale ja czerpię z takich przemyśleń lekcje na kolejne wyścigi. Słabą stroną okazał się czas nawrotek, a były 2 na okrążenie. Wyliczyliśmy, że oszczędzając do 5 sekund na nawrotce, mogłybyśmy zrobić dużo więcej w klasyfikacji. Zamierzam wprowadzić taki element do końcówki mojego planu treningowego, chociaż przyznaję: czas na treningi techniczne to był najpóźniej wiosną;)
Smaki i zapachy biegania... (c) 250dni
Tak sobie truchtałam, wpatrując się w nawierzchnię przede mną. Szuterek, kostka, chodnik, pobocze, asfalt... Po zmroku bardziej odczuwalne zaczęły być zapachy. Słodkawy zapach smażonej cebulki. Zimna mgiełka znad Rudawy. Przypalona pizza. Samoobsługowa myjnia samochodowa (to mój ulubiony zapach podczas biegania w mieście). Żółte nawłocie i wrotycze (trochę śmierdzące). Na koniec przywiało mi zapach piwa. Nie przepadam za tym napojem, ale byłam już tak spragniona, że gdybym tylko miała przy sobie chociaż kilka zł, pewnie pobiegłabym kolejne 3 km pod górkę na stację, żeby sobie kupić jedno, daję słowo;)
Ostatecznie, skończyłam bieg na 22,32 km (500m więcej niż dotychczas najdłuższy bieg). Udowodniłam sobie tym treningiem, że pomimo wypompowania się wyścigiem poprzedniego dnia, jestem w stanie zrobić długie bieganie. Mogło być nawet więcej kilometrów, gdyby nie późna pora i brak napojów. Powoli bo powoli, ale bardzo przyjemne to było:)