środa, 28 sierpnia 2013

33. dzień: 25 km. Wzloty i upadki

25 km wzdłuż Wisły i Rudawy
Nie spieszy mi się, aby cokolwiek napisać o dzisiejszym treningu. Jestem bardzo zniesmaczona, w dodatku nie wiem co się właściwie stało... ale od początku. A tym początkiem są moje wczorajsze słowa o treningu "już się obawiam, jak wyjdzie". W planie spokojne wybieganie 25 kilometrów z przyspieszeniem na końcówce. A ja jeszcze do tego liczyłam na dobre tempo, podobnie jak tydzień temu. Od samego początku weszłam z tętnem w 2. strefę. To już zapowiedź: nie będzie tak lekko. Aura też nie taka przyjemna do biegania, jak w zeszłą środę. Według prognozy miało być pochmurno, założyłam czarny zestaw ubrań, a tu słońce, które nawet trochę mnie opaliło (w taki fajny pasek pomiędzy wysokimi skarpetami a getrami, eh...). Do tego wyraźny wiatr. To nie było takie komfortowe bieganie, jak miało być. Denerwowałam się z każdym kilometrem coraz bardziej. Nie rozumiem tego. Tym bardziej, że jak teraz analizuję, czasy do 17. kilometra wcale nie były tak złe, jak mi się wydawało (każdy km w tempie ok.6'/km). Żelek wciągnięty na nawrotce nie pomógł. No może przez chwilę, kiedy upatrzyłam sobie biegnącą przede mną dziewczynę, co by ją wyprzedzić (o ile można mówić o wyprzedzaniu przy tak żałosnym tempie). Wiatr w plecy powinien pomagać, guzik prawda. Było mi źle. Przestałam zaglądać na wskazania garmina. Zamiast wyobrażać sobie motywujące widoki z zawodów i metę, miałam raczej myśli "nigdy nie uda mi się przebiegnąć maratonu" i w ten deseń. 
Nieprzypilnowana prędkość spadała, a wraz z nią - tętno. Owszem, tydzień temu byłam "świeższa" na długie bieganie (bo nie zrobiłam wtorkowego treningu), ale to za mało, żeby wytłumaczyć dzisiejsze moje zrezygnowanie. Ostatecznie całe 25km zajęło mi niewiele ponad 2,5 godziny, a na ostatnim kilometrze nawet przyspieszyłam zgodnie z planem, więc chyba nie powinnam robić dramatu... No cóż, może liczyłam na zbyt wiele?
Jak na złość, kiedy po treningu chciałam na chwilę zapomnieć o tym moim nieudanym bieganiu, dostałam maila od SCC Events zaczynającego się od słów: "Liebe Teilnehmerin, lieber Teilnehmer! Wir freuen uns, Sie als Aktive/Aktiven beim 40. BWM BERLIN MARATHON begrüßen zu können." Od razu wydrukowałam sobie wejściówki na Berlin Vital (to mega event na lotnisku Tempelhof: biuro zawodów, expo, mega targi sportowe, miejscówka na trening...). A na stronie jest już broszurka ze szczegółowymi informacjami dla uczestników. Poczytam sobie, to może mi przejdzie to użalanie się nad sobą;)