piątek, 16 sierpnia 2013

45. dzień: 15 km. Robić ten trening czy nie?

Wał wiślany od ul. Rybnej (c) 250dni
Kiedy budzę się po jedenastu godzinach snu, a za mną 33 dni treningu wykonanych na więcej niż 100%, pora się chyba nad czymś zastanowić. Ale nie jestem w stanie - towarzyszy mi od rana gigantyczny ból głowy. Nie, nie spożywałam wczoraj nic, co by mogło taki efekt wywołać;) I jeszcze mi się nie zagoiła "pamiątka" po nightracingu, a na tej samej stronie czuję wczorajszą niepozorną wywrotkę na piachu w lasach tynieckich.
Czy odpuszczenie sobie treningu w taki dzień to lenistwo, czy rozsądna decyzja chroniąca przed przesadą? Czy lepiej jest wcale nie zrobić treningu, niż wykonać go byle na zaliczenie? Bo przecież trudno oczekiwać, żeby z takim samopoczuciem i nastawieniem, o najgorętszej porze dnia, wykręcić jakieś świetne czasy. Co zatem w tej sytuacji bardziej przybliży mnie co celu? 
Oczywiście zrobiłam ten czwartkowy trening. Najpierw rolki: rozgrzewka z ćwiczeniami technicznymi i  szybkie interwały. Zaraz potem bieganie: w jedną stronę spokojnie, a spowrotem szybkie interwały. No, szybkie z nazwy;) Tak, ja nie odpuszczam, i albo na tym wygram, albo... będę żałować?
Wieczorem podarowałam sobie kilka chwil przyjemności. Pojeździłam po sklepach sportowych i przymierzyłam z tysiąc par butów do biegania po górach:) A na kolację usmażyłam na maśle - tak, na prawdziwym tłustym masełku - górę krewetek:)