niedziela, 28 lipca 2013

64. dzień: 16 km. Właściwy czas, właściwe miejsce

Właściwe miejsce... (c) 250dni
Dłuuugo się namyślałam, jak tu zrobić dzisiejszy trening. Według planu wychodziło bieganie rano, ale żeby uniknąć smażenia się na słońcu, musiałabym wstać około 5. Nie byłby to kłopot, gdyby nie fakt, że wczorajszy trening skończyłam bardzo późno wieczorem. A przecież sen jest najważniejszym składnikiem regeneracji:) W takim razie padło na późny wieczór. Pozostało wybrać miejsce. Najlepiej jakieś zadrzewione / zalesione. A trasa powinna być tak obliczona, żeby nie przekroczyć czasu treningu. Zainspirowana opowieścią  o bieganiu Henryka Szosta, pojechałam na moją ulubioną trasę górską: Babią Górę. 
...właściwy czas. (c) 250dni

Jadąc na Przełęcz Krowiarki miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy jadą w drugą stronę;) Coś w tym jest, nigdy nie byłam tak późno w górach (no, nie licząc "szybkiej" wycieczki w Tatrach na testowanie nowych butów, która skończyła się spotkaniem z niedźwiedziem). Plusem późnej pory był brak kasjera na parkingu;) Już zaczynając trasę, pochwaliłam się sama za wybór: temperatura powietrza to "tylko" 28,5st, a w Krakowie w tym czasie jakieś 35 (temp. asfaltu powyżej 55st!). 
Byłam tu;) (c) 250dni
Po minięciu dzikich tłumów w okolicach straganów na przełęczy, oraz kilkudziesięciu osób schodzących na dół, osiągnęłam poziom, na którym doświadczałam już tylko tego cudownego wszechogarniającego spokoju, płynącego z gór. Na początku leciałam jak zwykle, ale widząc szalejące tętno, odpuściłam trochę. Podsumowując trening:  całość wyszła wolniej niż na tej samej trasie 2 czerwca, ale... na takim samym średnim tętnie! Jestem z tego zadowolona. Słabsze tempo usprawiedliwiam: a. upałem, b. brakiem towarzystwa, c. bardzo krótkimi przerwami dzisiaj między odcinkami (tylko na kilka fotek i kawałek banana), d. ostrożniejszym podejściem do zbiegania z obawy o te moje ścięgna.
Przypadek?;) (c) 250dni

A teraz refleksja dnia. Wspinając się po grani, biegnąc po tej górskiej ścieżce, byłam przepełniona magicznym uczuciem, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Te wszystkie kamienie, kosodrzewiny, chmurki i przestrzeń były tylko moje. A z drugiej strony, czułam się taką małą, integralną cząstką tej nieogarniętej górskiej całości. Powtórzę te słowa: cudowne i magiczne.
Zawsze robię tu taką fotkę;) (c) 250dni

Pomimo tego, że dokuczały mi drobiazgi: a to opętane muchy, a to ból barku (to po wypadku kilka lat temu, wraca zwłaszcza po rowerze), a to coś mnie zakłuło pod żebrami, a to wyjeżdżałam z butów, o obowiązkowej wizycie w krzakach nie wspominając. Bardzo się bałam, czy moje ścięgna się znowu na zbiegach nie odezwą. Kryzys miałam na początku teoretycznie najłatwiejszego odcinka, czyli na początku niebieskiego szlaku od schroniska Markowe Szczawiny na przełęcz.
Ja i Babia Góra:) (c) 250dni

Wnioski potreningowe na przyszłość. 1. Wzrost temperatury = więcej picia do kwadratu!!! Dzisiaj miałam zaledwie 1,25l izotonika i trochę wody w aucie, to o dużo za mało na 2,5 godziny wysiłku w takich warunkach. Wypociłam tyle, że ubrania, włosy i chustkę na głowę można było wykręcać. Aż mnie zemdliło i miałam dreszcze w drodze powrotnej (typowe objawy odwodnienia...). Uratował mnie orlen: wodą mineralną, tymbarkiem jabłko-mięta i sokiem pomidorowym - wypiłam wszystko:) 2. Nie mogę się tak spinać troską o te ścięgna, bo nie dość że wpływa to na tempo zbiegów, to jeszcze gorzej całość wychodzi technicznie. 3. Moje białe asicsy nie nadają się w góry, nie trzymają stopy i czułam każdy kamień pod podeszwą. 4. Treningi w górach w środku lata są super:)