Miał być trening techniczny na rolkach, cały dzień jednak padało. Albo lało, dla odmiany;) Do tego paskudnie zimno. No niby mogłam zrobić trening kondycyjny na rowerze albo zamienić rolki na bieganie, ale tak bardzo wyziębiłam się w drodze z pracy, że zaniechałam jakiejkolwiek aktywności outdoorowej. Wytłumaczyłam sobie, że trening w dzisiejszych warunkach byłby raczej proszeniem się o przeziębienie, niż poprawianiem formy. Więc zamiast na trening, wybrałam się... do fryzjera. Po drodze nabyłam nieco przysmaków: orzechy, miód i - najnowsze odkrycie - wafelki owsiane "Ania". Tak, zamierzam się rozpieszczać i wyjątkowo o siebie dbać w tych przedstartowych dniach:) Zamówiłam sobie też wreszcie pasek na wymianę do garmina, żeby już nie startować w tym popękanym i poklejonym taśmą. A propos Berlina, dzisiaj doczytałam, że w przyszłym roku już nie będzie tak łatwo się zapisać, bo - podobnie jak na największych imprezach sportowych na całym świecie - po rejestracji chętnych, odbywać się będzie losowanie. Dobrze, że nie czekałam z moim berlińskim pomysłem:)
