Budzę się przerażona: nie włączyłam budzika i nie zdążyłam na wyjazd do Berlina! Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, jaki dzisiaj dzień tygodnia... To mój Wielki Tydzień. Rozpoczęty marnie, bo w oczekiwaniu na poprawę pogody, ostatecznie nie udało się zrealizować treningu. Miała być to zaledwie W1, czyli delikatna przejażdżka. Ćwiczeń siłowych plan na tym etapie już nie przewiduje.

Dzisiaj złamałam się i - chociaż miałam tego nie robić - obejrzałam prognozy pogody na weekend w Berlinie. Na razie wyglądają obiecująco, tylko jedna z wielu podaje ryzyko opadów. Temperatura rankiem będzie poniżej 10st, a w niedzielę maksymalnie kilkanaście (14 - 18) stopni.
Zastanawiałam się tyle czasu, czy zabierać camelbaka na trasę. Długie biegi robiłam z plecaczkiem, przyzwyczajałam się. Fajnie jest mieć swój ulubiony, sprawdzony napój. Aktualnie bardziej przychylam się do koncepcji, aby spróbować z własnymi butelkami na personal refreshments... Jak widać, w Wielkim Tygodniu wszystko kręci się wokół zawodów A:)