Rysiek
Machlowski ma 50 lat, biega od 20 lat. Reprezentuje Krakowski Klub Biegacza
DYSTANS, jest Ambasadorem Festiwalu Biegowego w Krynicy. Na Biegu Rzeźnika
startował po raz pierwszy, w drużynie „Żółwiki” z synem Łukaszem Machlowskim,
zajmując 154. miejsce w klasyfikacji generalnej z czasem 13h 51min 32s.
Co sprawia, że Bieg Rzeźnika jest taki
wyjątkowy?
Wyjątkowe jest
to, że jest to typ biegu orientacyjnego, trzeba umieć poruszać się w terenie.
Ale trasa przebiega w większości szlakami?
I tak trzeba
pilnować trasy. Są to wąskie górskie ścieżki, w dodatku uczęszczane przez
turystów.
No właśnie, przeszkadzają turyści na trasie wyścigu?
Wręcz
przeciwnie! W tym biegu jest pełna mobilizacja. Przy takim dopingu biegnie się
jak na skrzydłach.
A co sprawiło, że skusiłeś się na start w
Biegu Rzeźnika?
Dlatego, że to
całkiem inny bieg. To nie jest bieg indywidualny. Próba nie tylko własnej
wytrzymałości czy szybkości. Próba dostosowania się do drugiej osoby, która
może nie wytrzymałościowo, ale szybkościowo jest lepsza – sztuką jest połączyć
to na biegu.
Czyli praca zespołowa jest kluczowa?
Tak.
No i jak takie bieganie rodzinne wychodzi?
No powiem tak…
jest to bardzo nerwowe. Dlatego że inaczej można postąpić z osobą obcą niż z
rodziną;)
Byłoby łatwiej, gdybyś biegł z innym
partnerem niż własny syn?
Nie było by
takiej presji:)
Co jest w Biegu Rzeźnika najtrudniejsze, co
sprawia, że tyle osób – w tym roku jedna czwarta zawodników – odpada?
Ludzi pokonuje
niedoświadczenie. Ktoś porywa się na słynny bieg nie mając doświadczenia, co
góry potrafią zrobić. Tym razem wszystkim bardzo dokuczyło błoto, ale innym
razem mogą być to żmije, co w upale będą się wygrzewać na ścieżce. Albo mogą
być burze.
A przewyższenia, teren?
Siła z maratonów
ulicznych nie ma nic do rzeczy, nic wspólnego do tego terenu. To trzeba
podkreślić.
Ponad 3,5 km przewyższeń. Biegnie się cały
czas?
Są tacy, co
biegną, ale umówmy się, naprawdę nieliczni potrafią tą trasę przebiec. Chociaż
nazwa brzmi: „bieg”.
Czyli rozumiem pod górę to raczej
intensywny marsz. A w dół to już trzeba zbiegać?
No nie w każdym
momencie jest to możliwe. Na trasie było chociażby dużo położonych drzew.
Ponoć to właśnie techniką zbiegania da się
wygrać taki bieg?
Tak, zauważyłem
po sobie, że sposobem swojego zbiegania zostawiałem zawodników za sobą.
Wywrotki były?
Tak, syn się
nawet 3 razy potknął. Ale obyło się bez poważnych kontuzji. Co ważne, gdyby coś
się stało, to do kolejnego punktu musiałbym go znieść.
Żeby ukończyć bieg w limicie czasu, trzeba
się nieźle wysilić?
Tak, Rzeźnika
nie da się zrobić z marszu, ot tak, bez przygotowania.
W takim razie czy jakoś specjalnie się
przygotowywałeś do tego biegu?
No powiem tak...
specjalnie to nie, bo w zasadzie nie można połączyć dwóch rodzajów przygotowań,
do startów ulicznych i jeszcze górskich. Tutaj chciałem się po prostu
sprawdzić. Przygotowany byłem, ale… nie do końca. Jedynie, że spakowanie dla
pewności zrobiłem na tydzień przed.
To czego zabrakło w tych przygotowaniach?
Przede wszystkim
dużego wybiegania po górach.
W ogóle nie biegałeś po górach?
Bardzo mało.
Raczej jak już to startowo, nie treningowo.
W trakcie przygotowań, jaki masz tygodniowy
kilometraż?
Jak się
przygotowuję do startów, to biegam od 100 do 200 km tygodniowo.
W
terenie też?
Przede wszystkim
w terenie. Bardzo często biegam Doliną Prądnika, czerwonym szlakiem w Ojcowskim Parku Narodowym.
Na Biegu Rzeźnika start jest o 3:30 w nocy,
czy ciężko było wstać?
Praktycznie nie
spaliśmy. Wieczorem po odbiorze pakietów i odprawie, to było już po 22., a o 1.
w nocy pobudka, bo trzeba jeszcze na start dojechać. A do tego jak słyszeliśmy
w nocy, że pada…
A w tym busie nie można było się zdrzemnąć?
Tu już się nie
da, to jest czas na ostatnie omawianie taktyki. Zresztą przed odjazdem jeszcze dostaliśmy „poranną” kawę.
W pierwszych słowach komentarza po Rzeźniku
wspomniałeś, że zaczęliście od błędu taktycznego. Jak to było?
Błędem było to,
że staliśmy w środku stawki. A pierwszy odcinek trasy do strumienia jest bardzo
wąski, nie ma możliwości wyprzedzania. Z drugiej strony, to łatwiej było
dopilnować wspólnika, żeby się po ciemku nie zgubić na trasie.
Zawodników obowiązuje bezwzględny nakaz
trzymania się od siebie w odległości nie większej niż 100m, którego
niedotrzymanie grozi dyskwalifikacją.
Miałem nawet
okazję zobaczyć ciekawy sposób prowadzenia partnera: widziałem zawodników,
którzy mieli ze sobą smycze, albo przywiązanych sznurkami. Ale nie chciałbym
słuchać tych komentarzy obserwatorów po drodze;)
Co się działo po starcie?
Początek jest
typowo biegowy, jest to odcinek 8 kilometrów asfaltem. Przed wstąpieniem do
lasu, drogę przecina strumień, szeroki na jakieś 2 metry, i miejscami dość
głęboki. Przez to ustawia się kolejka biegaczy, którzy chcą przeskoczyć
strumień po kamieniach. Tu kolejka, a czas leci. Niektórzy, żeby być szybciej,
pokonują ten strumień przez wodę. Ale potem są mokre buty, a do najbliższego
przepaku jeszcze kolejne 8 km…
Widziałam na zdjęciach, że niektórzy w tym
miejscu zakładają na buty woreczki foliowe.
Jest to jakieś
rozwiązanie, ale nie do końca, bo nie ma potem gdzie zostawić tych woreczków.
To też jest wyjątkowe na Biegu Rzeźnika, że zawodnicy są zdyscyplinowani, aby nie zostawiać po sobie na trasie
żadnych śmieci.
Tak, to jest
teren Parku Narodowego. Każde takie pozostawienie śmieci mogłoby nawet
spowodować, że w kolejnym roku bieg się nie odbędzie.
Po trochę frustrującym początku, jak dalej
Wam poszło?
Najgorzej było
do pierwszego przepaku. Na pierwszym przepaku można było już wziąć kijki.
Jak z tymi kijkami, bo opinie są różne –
potrzebne czy niepotrzebne?
Wyrzuciłbym je;)
Ale przy tej trasie, gdzie utrudnieniem było spore błoto, gdzie przy
podchodzeniu po prostu się zjeżdżało, to jednak ten kijek trochę hamował. W
mojej opinii, używanie kijków kłóci się z ideą imprezy biegowej.
Więc gdyby nie było błota, zrezygnowałbyś z
kijków?
Raczej bym
zrezygnował.
Z czego jeszcze byś zrezygnował?
Z przepaków.
???
Traci się
koncentrację. Powodują rozluźnienie. Jeżeli biorę tylko wodę z punktu, to
biegnę i jestem skoncentrowany dalej. No ale jak się siada na łące, widzę że
inni się przebierają, leżą… to zaczyna
się: co ja tu robię? I już koncentracji na trasie nie ma. W dodatku jest moment
ostudzenia mięśni, łatwiej potem o kontuzje.
Ale przecież przepaki są potrzebne,
chociażby żeby uzupełnić napoje.
Oczywiście.
Punkty nawadniania tak, ale żeby coś zostawiać, schodzić na bok na odpoczynek -
nie.
To nie jest wygodne, żeby zostawić
chociażby czołówkę po pierwszym nocnym odcinku?
Czołówka w
zasadzie w ogóle nie jest potrzebna. Początek, chociaż przed świtem, przebiega
asfaltem częściowo oświetlonym. A o wpół do piątej robi się widno.
Wracając do przepaków, jak dużo czasu tam
spędzaliście?
Nam to zajęło w
sumie około godzinę, na tych wszystkich przepakach.
A na trasie, jest czas na odpoczynek?
W pewnym sensie
odpoczynek jest. Maszerując, no to jest odpoczynek:)
A na jedzenie, zatrzymywać się?
Według mnie, to
lepiej nie zatrzymywać się.
A co mieliście do jedzenia ze sobą?
Ze sobą przede
wszystkim batony i żele. Na pierwszym punkcie zostawiliśmy sobie po kanapce.
Kanapki od organizatora miały być dopiero na trzecim punkcie.
Kanapki z czym?
Z wędliną, no i
konserwa na przepak. Celowo nie zostawialiśmy kanapek zrobionych, mieliśmy
przygotowaną taką lodóweczkę swoją.
Ja to bym chyba nie przełknęła kanapki.
Na drugim
punkcie to tak szczerze pół kanapki zjadłem, nie szło przełknąć. Byli tacy co
jedli do woli, kolega wciągnął cztery. My odżywialiśmy się też kroplówkami,
które mieliśmy ze sobą, z płynem fizjologicznym jak i glukozą.
No właśnie, co pić podczas tak długiego
wyścigu?
Woda to za mało.
Mieliśmy na sucho Isostara w tabletkach, z którymi był notabene problem. Pod
wpływem wstrząsów od biegu, tabletki się sproszkowały i zgniotły tak, że nie
dało się ani jednej oddzielić i wyciągnąć z tej tuby, no tak się zbiły. Potem
tłukliśmy tymi tubkami o barierki…
Ja sobie czasami szykowałam odmierzone
porcje proszku Isostara w woreczkach.
To też jest
dobry sposób, ale przy tak dużym wysiłku, szukanie tego czy tamtego woreczka w plecaku
to jest duży problem.
Jestem wielkim zwolennikiem camelbaków,
pewnie dużo osób używa ich na takim biegu?
Tak, ja też
miałem. Na starcie jeszcze nie było problemu, bo miałem czas, żeby wypuścić
powietrze. Natomiast przy dolewaniu nie było czasu na spuszczenie powietrza, co
powoduje przy biegu chlupotanie, i jest to takie denerwujące… Największy problem to właściwie mieliśmy z
tym, ze zostawiliśmy sobie na przepak kroplówkę z glukozą, z tym że nie
sprawdziliśmy wcześniej, jak się to rozkręca - wyglądało na zwykłą nakrętkę. A
jak się okazało później, nie mogliśmy dać sobie rady z ich otworzeniem.
Mieliśmy tylko nożyczki, którymi przebijaliśmy dziurę, żeby przelać płyn do
butelek. Przedtem używaliśmy już glukozy w kroplówkach, ale były w innych
opakowaniach.
A tych batonów i żeli to dużo zabraliście?
Nawet powiem, że
za dużo. W połowie dystansu pragnąłem już do jedzenia czegoś innego, niż tej
chemii. Tak naprawdę takie żele bierze się po to, bo… inni mają. To nie pomaga.
Powoduje rozstrój żołądka…
Nie pomaga?
Ja bym
powiedział, że w takim biegu to nie daje energii. W takim terenie nie da spalać
takiego żelka swoją szybkością. To się w żołądku kumuluje. Najlepszy jest
kawałek bułki, po tym jest siła.
Ale rozumiem, że nie jesteś całkiem
przeciwko żelom?
Nie, absolutnie
nie, ale na takim rodzaju biegu bym zrezygnował.
A co najważniejsze, żeby ze sobą zabrać?
Trudno
powiedzieć, co będzie potrzebne, a co nie. A trzeba uważać, sam camelbak ważył
już 2 kg. Na przykład takie tabletki przeciwbólowe – ja osobiście nie używam,
ale lepiej mieć. Nawet nie dla siebie, ale może kogoś spotkam na trasie, może
koledze, koleżance będzie potrzebne. Na tym biegu tak trzeba myśleć.
A buty, są potrzebne jakieś specjalne?
Butów bym nie
zmienił. Co prawda te przeszły już na emeryturę – straciłem obydwa podpiętki…
W błocie?
Nie, tam są
specyficzne skały, ustawione sztorcem do góry. Biegając po tych skałach,
rozcina się buty.
A mieliście na zmianę na przepakach buty?
Co niektórzy
tak, ja nie preferuję takich rozwiązań. Tu był dodatkowy problem z przepakiem
butów, bo mieliśmy nietypowe czipy, takie jak na kostki ale bez rzepa, które
nie przechodziły przez sznurówki. Przyczepialiśmy je opaskami zaciskowymi do
butów, stąd problem ze zmianą buta.
Jakieś kryzysy na trasie?
Osobiście nie
miałem kryzysu, syn miał. Już nie miał siły na zbiegu, ale na szczęście była to
końcówka. To znaczy nie całkiem nie miał siły, biegliśmy, ale chcieliśmy złamać
14 godzin, i trzeba było na ostatnim zbiegu bardziej przyspieszyć. Zacząłem się
oddalać, ale „lina” nie naciągnęła się jeszcze
do 100 metrów;) Mijałem takich zawodników, których łapały skurcze, dopytywaliśmy, próbowaliśmy coś pomoc.
Spotykałem na trasie takich, co mówili, że nigdy więcej. Na co ja: nigdy więcej
dziś, jutro usiądziesz przed komputerem i będziesz szukał następnego biegu;)
Byli tacy, co się wracali spowrotem…
To musi być trudna decyzja.
Ale ja nie wiem,
co ludźmi kieruje, że schodzą z trasy, nie mając poważnej kontuzji.
A Tobie nie przychodzi do głowy taka myśl „co
ja tu robię”?
No różne myśli
przychodzą do głowy. Co się po drodze mówi, co się przeklina, dlaczego, i po
co… Ale to też pomaga. Bo trzymanie czegoś w sobie na trasie to więcej powoduje
szkody. A są i tacy, którzy zajmują się rozmową i planowaniem kolejnych biegów.
Byle nie myśleć o tych kilometrach.
Jesteś zadowolony z wyniku, z miejsca?
Zawsze pozostaje
niedosyt. Lubię rozpamiętywać, że coś, że gdzieś, gdzie był błąd… Jak na
pierwszy raz, jak i nasze doświadczenie, start oceniam na razie dobrze.
No to co byś zmienił na przyszły rok?
Co bym zmienił…
na pewno inne miejsce na starcie. Na pewno mniej do plecaka. Punkty były
bardziej zaopatrzone, niż myślałem. Dobrze by było wcześniej dokładnie
wiedzieć, co będzie na punkcie. No i bez kijków, na pewno.
A co byś poprawił?
Na pewni
technikę, jeżeli chodzi o podbiegi. To jest coś, co jest moja piętą
achillesową. W naszym zespole było zgranie, ale poprawiłbym to, żeby było
jeszcze lepiej. Żeby mniej się trzeba było dopytywać, czy coś potrzeba. No i
żeby mniej przebywać na przepakach.
Co najbardziej sobie zapamiętasz z tego
startu?
Przepiękne
widoki. Było co podziwiać, będąc na szczycie.
Był czas na podziwianie widoków?
Ja zawsze
znajduję na to czas. Zresztą, jestem typem wzrokowca, teraz mógłbym w ciemno tą
trasę pokonać.
Wybierzecie się w przyszłym roku?
Dostaliśmy
zaproszenie, żeby przyjechać.
W takim razie życzę powodzenia na kolejnych
startach i dziękuję za rozmowę.